Rozdział 24 kończył pierwszą część mojej kontynuacji Akademii Wampirów. Cześć druga pojawi się 8 maja. Mam nadzieję, że wytrwacie do tego czasu :)
Pozdrawiam Wasza Adi
Rose & Dimitri Belikov
piątek, 8 kwietnia 2016
wtorek, 8 marca 2016
Rozdział 24
Rose:
Są osoby w życiu, która są przy nas zawsze... Lissa była dla mnie taką osobą. Przynajmniej tak myślałam do dzisiaj. Czasem, gdy zawodzi nas najbliższa osoba mniej boli to co zrobiła, bardziej to że to właśnie ONA to zrobiła. Ktoś na kogo zawsze mogliśmy liczyć. Ale czy ta osoba zawsze mogła liczyć na nas? To mnie właśnie zaczęło zastanawiać, czy zrobiłam coś czym sobie na to zasłużyłam. Byłam przy niej zawsze, Nie tylko jako strażniczka, ale jako przyjaciółka. Jeden raz w życiu ją zawiodłam... Gdy odeszłam szukać Dimitra, ale nie ma tu podobieństwa do obecnej sytuacji. Wiedziała, że go kocham i postąpiła by tak samo jeżeli to Christian zostałby strzygą. Ba! Postawiłaby całą Akademię na głowie, tylko po to by go szukali. W końcu to Vasilisa Dragomir, użyłaby ducha i już po sprawie. Ale kiedy to ja byłam w potrzebie to zostałam okrzyknięta najgorszą przyjaciółką, bo pierwszy raz w życiu zajęłam się swoimi problemami, a nie jej. Przecież to oczywiste, że Christian z nią nie pojedzie na te studia, a ona znowu rozłączy mnie i Dimtra. Na dodatek jeszcze ten głupi napad strzyg i strażnicy, którzy uciekli... Z zamyślenia wyrwał mnie Christian, który usiadł przy królowej i trzymał ją za rękę. Lissa powoli zaczęła się podnosić. Jednak on doradził jej, żeby tego na razie nie robiła. Złożyło się tak, że stałam za Christianem w pewnej odległości więc przyjaciółka, o ile mogę ją tak nazwać, nie widziała mnie. Postanowiłam wykorzystać ten moment jej nie uwagi i się wymknąć. Gdy już chwytałam za klamkę Lissa mnie zauważyła.
- Hej, dlaczego wychodzisz?
Eh.. A było tak pięknie.
- Nie wychodzę. Pomyślałam, że zawołam po lekarza skoro się obudziłaś. - nie było to do końca kłamstwem, bo zamierzałam pójść po tego doktora.
- Hm.. No dobrze, ale to chyba nie jest jakieś bardzo pilne? Możesz przecież zostać. Christian nie ma nic przeciwko.
- Halo? Ja tu jestem! - powiedział i zaczął wymachiwać rękoma, jakby chciał obwieścić Lissie swoją obecność.
- Naprawdę? Nie zauważyłam.
- Siedzę tu już dość długo i chciałabym odpocząć więc jeśli pozwolisz pójdę do siebie. - postanowiłam przerwać tą "kłótnię" kochanków, mój zimny ton zaskoczył Lisse co od razu dała po sobie poznać.
- Rose? Wszystko w porządku?
- W jak najlepszym. - odpowiedziałam, odwracając się na pięcie i wychodząc.
Nie miałam ochoty by teraz się z nią kłócić. Naprawdę jestem zmęczona i nie mam siły słuchać jak się tłumaczy. Mam tylko nadzieję, że Christian jej nie powie. Lissa oczywiście zaraz by do mnie przyszła i zaczęła się tłumaczyć, nie licząc wpierw wywodu o nie czytaniu cudzej korespondencji. Wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer Dimitra. Odpowiedział mi długi sygnał, ale nikt nie odebrał telefonu. Spróbowałam jeszcze dwa razy i za ostatnim się udało.
- Halo? Rose? - spytał głos po drugiej stronie, ten sam cudowny głos, który słyszałam budzący mnie rano.
- Czy ty chcesz mnie o zawał przyprawić towarzyszu?
- Nie, chyba nie. Przynajmniej na razie nie zamierzam.
- Miło. Gdzie jesteś?
- W Moskwie, właśnie wylądowaliśmy. - czyli tak jak przewidywałam.
- To dobrze.
- Coś jeszcze? - brzmiał dość dziwnie, tak szorstko.
- Nie, coś się stało?
- Nic, po prostu jestem zmęczony.
- No dobrze. Kocham Cię.
- Też Cię kocham Roza. - powiedział po czym się rozłączył.
Przynajmniej wiem, że u niego wszystko dobrze. Teraz pozostała tylko Lissa, ale tym zajmę się później...
Lissa:
Nie do końca wiedziałam, co się wydarzyło i dlaczego jestem w swojej sypialni. Rose nie wyglądała zbyt rozmownie, więc nie chciałam jej męczyć. Na szczęście został ze mną Christian, który opowiedział mi całe wczorajsze zajście. Jedyne co pamiętałam to, że wbiegłam do sali by przerwać posiedzenie rady i tutaj film mi się urywa. Na wypadek, gdy się przebudziłam sprawdziłam moją wieź z Rose, ale ona zablokowała mi sprawdzenie swoich myśli, Za to mam pewność, że z naszym połączeniem nic się nie stało. Christian leżał teraz obok mnie, przytulając się i głaszcząc mnie po głowie. Co prawda nie był w stanie powiedzieć mi za wiele o całym zajściu, ponieważ przyznał się, że do pokoju przyszedł nie dawno, ale za to miał informacje prosto od rady i lekarza Stefano. W sumie pierwszy raz o nim słyszę i nie pamiętam bym kogoś takie zatrudniła, albo po prostu mam sklerozę.
- Czyli tak ogólnie narobiłam tylko dużo szumu?
- Tak, udało Ci się. - zaśmiał się Christian. - Ale nie rób tak nigdy więcej.
- Dobrze. Nie wiesz co się stało Rose? Coś z Dimitem?
- Nie.. Nie wiem. - Christian lekko się zawahał, więc musi coś wiedzieć.
- Jesteś tego pewien?
Ta dwójka nie ma zw zwyczaju chronienia siebie nawzajem. Raczej zachowują się jak małe dzieci, które biją się o zabawkę i starają się udowodnić, które z nich jest lepsze. Ale cóż poradzisz?
- Gdy przyszedłem była już taka.
Nie było sensu drążyć tematu bo i tak nic od niego nie wyciągnę. Pozostało jedynie czekać, aż Rose przyjdzie mnie odwiedzić. Zabrałam od siebie rękę Christiana i wstałam. Chłopak był wyraźnie nie zadowolony bo zaczął coś mruczeć pod nosem. Nie zwracając na niego uwagi podeszłam do toaletki sprawdzić jak strasznie wyglądam. Nie było najgorzej, ale i tak sięgnęłam po szczotkę chcąc rozczesać to co powstało na mojej głowie. Właśnie wtedy zauważyłam, że list z uczelni nie jest do końca wsunięty do koperty. Podniosłam go i spojrzałam na Christiana. Chłopak spojrzał na mnie oczami jak u zbitego psa i zrobił minę jakby wiedział, że zaraz mu się oberwie. To o to Rose była zła, musiała się dowiedzieć. Ale co jej wpadło do głowy żeby grzebać w cudzych rzeczach.
- Skoro nie wiesz o stało się Rose, to może powiesz mi co wiesz na ten temat.
- Boże, no nie patrz tak na mnie. Jak przyszedłem to właśnie go odkładała.
Rzuciłam mu ostatnie spojrzenie pełne dezaprobaty i ruszyłam do drzwi. Muszę ją jak najszybciej znaleźć i wytłumaczyć całą tą sytuację, w grę chodzi też wykład o prywatności. Gdy otworzyłam już drzwi nagle poczułam się bardzo słaba, przed oczami pojawiły mi się plamki. Jedyne co pamiętam nim zalała mnie ciemność to Christian krzyczący i rzucający się by mnie złapać...
Są osoby w życiu, która są przy nas zawsze... Lissa była dla mnie taką osobą. Przynajmniej tak myślałam do dzisiaj. Czasem, gdy zawodzi nas najbliższa osoba mniej boli to co zrobiła, bardziej to że to właśnie ONA to zrobiła. Ktoś na kogo zawsze mogliśmy liczyć. Ale czy ta osoba zawsze mogła liczyć na nas? To mnie właśnie zaczęło zastanawiać, czy zrobiłam coś czym sobie na to zasłużyłam. Byłam przy niej zawsze, Nie tylko jako strażniczka, ale jako przyjaciółka. Jeden raz w życiu ją zawiodłam... Gdy odeszłam szukać Dimitra, ale nie ma tu podobieństwa do obecnej sytuacji. Wiedziała, że go kocham i postąpiła by tak samo jeżeli to Christian zostałby strzygą. Ba! Postawiłaby całą Akademię na głowie, tylko po to by go szukali. W końcu to Vasilisa Dragomir, użyłaby ducha i już po sprawie. Ale kiedy to ja byłam w potrzebie to zostałam okrzyknięta najgorszą przyjaciółką, bo pierwszy raz w życiu zajęłam się swoimi problemami, a nie jej. Przecież to oczywiste, że Christian z nią nie pojedzie na te studia, a ona znowu rozłączy mnie i Dimtra. Na dodatek jeszcze ten głupi napad strzyg i strażnicy, którzy uciekli... Z zamyślenia wyrwał mnie Christian, który usiadł przy królowej i trzymał ją za rękę. Lissa powoli zaczęła się podnosić. Jednak on doradził jej, żeby tego na razie nie robiła. Złożyło się tak, że stałam za Christianem w pewnej odległości więc przyjaciółka, o ile mogę ją tak nazwać, nie widziała mnie. Postanowiłam wykorzystać ten moment jej nie uwagi i się wymknąć. Gdy już chwytałam za klamkę Lissa mnie zauważyła.
- Hej, dlaczego wychodzisz?
Eh.. A było tak pięknie.
- Nie wychodzę. Pomyślałam, że zawołam po lekarza skoro się obudziłaś. - nie było to do końca kłamstwem, bo zamierzałam pójść po tego doktora.
- Hm.. No dobrze, ale to chyba nie jest jakieś bardzo pilne? Możesz przecież zostać. Christian nie ma nic przeciwko.
- Halo? Ja tu jestem! - powiedział i zaczął wymachiwać rękoma, jakby chciał obwieścić Lissie swoją obecność.
- Naprawdę? Nie zauważyłam.
- Siedzę tu już dość długo i chciałabym odpocząć więc jeśli pozwolisz pójdę do siebie. - postanowiłam przerwać tą "kłótnię" kochanków, mój zimny ton zaskoczył Lisse co od razu dała po sobie poznać.
- Rose? Wszystko w porządku?
- W jak najlepszym. - odpowiedziałam, odwracając się na pięcie i wychodząc.
Nie miałam ochoty by teraz się z nią kłócić. Naprawdę jestem zmęczona i nie mam siły słuchać jak się tłumaczy. Mam tylko nadzieję, że Christian jej nie powie. Lissa oczywiście zaraz by do mnie przyszła i zaczęła się tłumaczyć, nie licząc wpierw wywodu o nie czytaniu cudzej korespondencji. Wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer Dimitra. Odpowiedział mi długi sygnał, ale nikt nie odebrał telefonu. Spróbowałam jeszcze dwa razy i za ostatnim się udało.
- Halo? Rose? - spytał głos po drugiej stronie, ten sam cudowny głos, który słyszałam budzący mnie rano.
- Czy ty chcesz mnie o zawał przyprawić towarzyszu?
- Nie, chyba nie. Przynajmniej na razie nie zamierzam.
- Miło. Gdzie jesteś?
- W Moskwie, właśnie wylądowaliśmy. - czyli tak jak przewidywałam.
- To dobrze.
- Coś jeszcze? - brzmiał dość dziwnie, tak szorstko.
- Nie, coś się stało?
- Nic, po prostu jestem zmęczony.
- No dobrze. Kocham Cię.
- Też Cię kocham Roza. - powiedział po czym się rozłączył.
Przynajmniej wiem, że u niego wszystko dobrze. Teraz pozostała tylko Lissa, ale tym zajmę się później...
Lissa:
Nie do końca wiedziałam, co się wydarzyło i dlaczego jestem w swojej sypialni. Rose nie wyglądała zbyt rozmownie, więc nie chciałam jej męczyć. Na szczęście został ze mną Christian, który opowiedział mi całe wczorajsze zajście. Jedyne co pamiętałam to, że wbiegłam do sali by przerwać posiedzenie rady i tutaj film mi się urywa. Na wypadek, gdy się przebudziłam sprawdziłam moją wieź z Rose, ale ona zablokowała mi sprawdzenie swoich myśli, Za to mam pewność, że z naszym połączeniem nic się nie stało. Christian leżał teraz obok mnie, przytulając się i głaszcząc mnie po głowie. Co prawda nie był w stanie powiedzieć mi za wiele o całym zajściu, ponieważ przyznał się, że do pokoju przyszedł nie dawno, ale za to miał informacje prosto od rady i lekarza Stefano. W sumie pierwszy raz o nim słyszę i nie pamiętam bym kogoś takie zatrudniła, albo po prostu mam sklerozę.
- Czyli tak ogólnie narobiłam tylko dużo szumu?
- Tak, udało Ci się. - zaśmiał się Christian. - Ale nie rób tak nigdy więcej.
- Dobrze. Nie wiesz co się stało Rose? Coś z Dimitem?
- Nie.. Nie wiem. - Christian lekko się zawahał, więc musi coś wiedzieć.
- Jesteś tego pewien?
Ta dwójka nie ma zw zwyczaju chronienia siebie nawzajem. Raczej zachowują się jak małe dzieci, które biją się o zabawkę i starają się udowodnić, które z nich jest lepsze. Ale cóż poradzisz?
- Gdy przyszedłem była już taka.
Nie było sensu drążyć tematu bo i tak nic od niego nie wyciągnę. Pozostało jedynie czekać, aż Rose przyjdzie mnie odwiedzić. Zabrałam od siebie rękę Christiana i wstałam. Chłopak był wyraźnie nie zadowolony bo zaczął coś mruczeć pod nosem. Nie zwracając na niego uwagi podeszłam do toaletki sprawdzić jak strasznie wyglądam. Nie było najgorzej, ale i tak sięgnęłam po szczotkę chcąc rozczesać to co powstało na mojej głowie. Właśnie wtedy zauważyłam, że list z uczelni nie jest do końca wsunięty do koperty. Podniosłam go i spojrzałam na Christiana. Chłopak spojrzał na mnie oczami jak u zbitego psa i zrobił minę jakby wiedział, że zaraz mu się oberwie. To o to Rose była zła, musiała się dowiedzieć. Ale co jej wpadło do głowy żeby grzebać w cudzych rzeczach.
- Skoro nie wiesz o stało się Rose, to może powiesz mi co wiesz na ten temat.
- Boże, no nie patrz tak na mnie. Jak przyszedłem to właśnie go odkładała.
Rzuciłam mu ostatnie spojrzenie pełne dezaprobaty i ruszyłam do drzwi. Muszę ją jak najszybciej znaleźć i wytłumaczyć całą tą sytuację, w grę chodzi też wykład o prywatności. Gdy otworzyłam już drzwi nagle poczułam się bardzo słaba, przed oczami pojawiły mi się plamki. Jedyne co pamiętam nim zalała mnie ciemność to Christian krzyczący i rzucający się by mnie złapać...
-----------------------------------------------------------------------
Wszystkiego Najlepszego z okazji Dnia Kobiet dla moich Kochanych czytelniczek <3
Mam nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu :D
poniedziałek, 29 lutego 2016
sobota, 6 lutego 2016
Rozdział 23
*WAŻNA NOTKA NA DOLE*
Nie wiedziałam, co się tutaj dzieje. Dlaczego Lissa
zasłabła? Dlaczego nie mamy więzi? Gdzie teraz jest Dimitr? Co z jego rodziną?
Jeżeli Robert chciał utrudnić mi życie to mu się na prawdę udało. Straż nie
pozwoliła mi zostać długo w pokoju Lissy… "Żebym przypadkiem nie zrobiła
czegoś głupiego", tak to nazwał jeden ze strażników przy drzwiach, a ja
prawie się na niego rzuciłam.
Tylko ja
byłam przy Lissie przez cały czas, a przynajmniej starałam się. Ponieważ kiedy
kazali mi wyjść ja zostałam pod drzwiami i uprzykrzałam im życie.
- Dobra możesz wejść, ale nie na długo - powiedział
wysoki, ciemnooki dhampir, który pilnował królowej.
- Dziękuję, łaskawco - odpowiedziałam i szybko go
minęłam. Gdy weszłam do pokoju Lissa leżała w tej samej pozycji. Podeszłam do
niej i usiadłam obok na łóżku. Nie mogę jej stracić. Mam tylko ją i Dimitra...
A ona ma tylko mnie i.... Christiana. Gdzie on się tak w ogóle podziewa?
Nie było go na sali podczas zebrania. I w sumie nie
widziałam go od jakiegoś czasu, a dokładniej od urodzin Dimitra...
Jak ten czas wolno leci. Minął od nich tylko jeden
dzień, a mi się zdaje jakby to był tydzień. Każda chwila bez niego bardzo mi
się dłuży. Jakby z przymusu spojrzałam przez okno. Było już południe. Mogłaby
spróbować zadzwonić do mojego ukochanego i dowiedzieć się gdzie jest. Późnej poszukam
Christiana i może pójdę się zdrzemnąć, bo padam z nóg.
Wyjęłam telefon i wybrałam numer Dimitra. Specjalnie
na jego wyjazd dostaliśmy telefony, by móc się kontaktować. Przyłożyłam
urządzenie do ucha.
Przez chwilę nie było żadnego dźwięku, nagle w
słuchawce odezwał się kobiecy głos: "Numer obecnie jest poza
zasięgiem". No to jest chyba żart!
Spróbowałam jeszcze trzy razy, ale z tym samym
skutkiem. Wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi balkonowych, po czym je
otworzyłam i wyszłam na słońce. Gdy chodziłam do ludzkiej szkoły razem z Lissą
miałam go pod dostatkiem. Nawet moja skóra się wtedy lekko opaliła. Ale po
powrocie do Św. Władimira, znowu musiałam wrócić do starego rozkładu dnia. W
dzień- śpij, w nocy- chodź do szkoły. Teraz mimo wszystko mi go brakowało.
Pozwoliłam, by ciepłe promienie oplotły moje ciało. Powoli zaczęłam wdychać
świeże jesienne powietrze. Po dziesięciu minutach wróciłam do pokoju trochę
spokojniejsza. Na pewno nic się nie stało. Dimitrowi po prostu rozładował się
telefon, a lecą pewnie teraz do Moskwy, więc nie ma jak go naładować....
Podeszłam do toaletki Lissy. Ile ona ma szczęście… Może się malować, ubierać
jak jej się podoba... Nie jest ograniczona przez pracę. Zauważyłam, że spod
małego czarnego pudełeczka na biżuterię wystaje koperta. W końcu, to moja
najlepsza przyjaciółka, chyba mogę... pomyślałam i sięgnęłam po kopertę. Na
przodzie miała pieczątkę z uczelni Leight... Bałam się otworzyć kopertę,
ponieważ podejrzewałam co tam znajdę. Gdy Liss została królową musiała przełożyć
swoje plany uczelniane na późnej. Zawsze marzyła, żeby pójść na studia i wiem,
że teraz też o tym marzy. Lekko drżącą ręką otworzyłam kopertę i wyjęłam list.
Pierwsze słowa, które rzuciły mi w oczy to: "Została pani przyjęta na
pierwszy rok”. Nie mogłam w to uwierzyć Lissa nic mi nie powiedziała!
Spojrzałam na przyjaciółkę leżąco na łóżku i nie potrafiłam zrozumieć dlaczego
mi to zrobiła.
Szybko przeczytałam dalszą część listu. Wynikało z
niego, że w połowie sierpnia Lissa złożyła wniosek, a mamy teraz połowę
września. Czyli miesiąc temu... Schowałam szybko list do koperty, gdy
usłyszałam kroki na korytarzu i odłożyłam go na miejsce. Przez chwilę przed
drzwiami słychać było uniesione głosy. Rozpoznałam głoś Christiana, który po
chwili znalazł się w pokoju. Spojrzał na mnie zaskoczony moim widokiem, a
następnie na list na biurku.
- Czyli już wiesz? - spytał wskazując głową na list.
Tego mi tylko brakowało, że on wiedział, a ja nie!
- Tak. Od kiedy wiesz?
- Od początku... - powiedział z lekką paniką w głosie.
- Coo?! Dlaczego JA o niczym nie wiedziałam?
- Yyy... Może lepiej niech Lissa ci wyjaśni, gdy
wstanie.
I jak na zwołanie przyjaciółka zaczęła się budzić…
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wybaczcie, że rozdział jest dość krótki.
1) Pytanie do Was, wolicie, częściej krótkie czy rzadziej długie?
2) Wybaczcie, że ostatnio trochę zaniedbałam pisanie :( Ale od poniedziałku to się zmieni :)
Pozdrawiam :* I jestem ciekawa waszych opinii :D
czwartek, 28 stycznia 2016
Uwaga!
Podczas ferii będą tylko dwa rozdziały. Jeden w pierwszym tygodniu i jeden w drugim .
---------------------------------------------------------------------------------------------
sobota, 23 stycznia 2016
Rozdział 22
Lissa biegła już po schodach do sali, gdzie zbierała się Rada. Lissa potrafiła bardzo szybko biegać ,gdy była zła. Nawet w sukience szło jej to świetnie. Prawię się wywróciła na schodach, ale zdążyłam ją złapać. Kiwnęła głową na podziękowanie i znów zaczęła biec. Gdy stanęłyśmy przed drzwiami dwóch morojów ukłoniło się królowej i otworzyli drzwi. To było jak wejście smoka. Lissa przeszła szybkim krokiem na środek sali, a ja za nią. Każda osoba w pomieszczeniu skupiła na nas wzrok.
- Co wy sobie wyobrażacie? - ryknęła Lissa na całą sale.
Nikt nie odpowiedział, wszyscy patrzyli na Lissę w osłupieniu. Nagle wstał przedstawiciel rodziny Szelskich.
- Wasza Wysokość, uznaliśmy, że najlepiej będzie jeżeli najpierw omówimy to między sobą.
- Nie możecie nic zrobić bez mojej zgody! Rozumiecie to?
- Przykro nam, ale możemy.. - teraz wstał ktoś z rodziny Badiców. - Wystarczy zgoda 11 rodów.
- Słucham? - teraz to Lissa stała jak wryta.
Nagle moja przyjaciółka zrobiła się blada jak ściana. Stałam na tyle blisko by jednym ruchem uchronić ją od spotkania z podłogą. Wszyscy wstali, a na sali zrobiło się spore zamieszanie, mimo że było tu tylko po dwóch przedstawicieli z każdego rodu i ich strażnicy. Żałowałam teraz, że nie ma przy mnie Dimitra...
- Co się dzieje z królową? - krzyknęła kobieta niedaleko mnie, to była Ava. Była kandydatką na królową, ale oblała pierwszy test. Dwóch strażników podeszło do mnie i zabrało Lissę. Nie wiem jakim cudem, ale na sali był już lekarz. Chciałam iść za nimi, ale ktoś mnie zatrzymał. Był to wysoki strażnik. Przystojny blondyn z zielonym oczami i idealną szczęką. Nogi prawie się pode mną ugięły. Przewyższał mnie o jakieś trzy głowy. Rose, jesteś zaręczona, zganiłam się.
- Możesz mnie przepuścić? - warknęłam, gdy opamiętałam się po chwili.
- Tak.. - odpowiedział i odsunął się.
To było bardzo dziwne. Pobiegłam za strażnikami, ale obejrzałam się za siebie i zauważyłam, że blondyn na mnie patrzy. Nagle podszedł do niego drugi mężczyzna, Nie rozpoznałam go, bo moroje zaczęli się zbiegać w miejscu, gdzie przed chwilą stała Lissa. Odwróciłam się i ruszyłam biegiem za Lissą.
Strażnicy zabrali ją do komnaty. Leżała na łóżku, biała jak ściana. Gdyby nie delikatne ruchy klatki piersiowej pomyślałabym, że nie żyje. Podeszłam do łózka, ale drogę zagrodzili mi strażnicy. Spojrzałam na nich spode łba, chyba musieli słyszeć o wkurzonej Rose, bo nagle zeszli mi z drogi.
- Co z nią? - spytałam.
Starszy moroj stał przy łóżku i mierzył jej ciśnienie. Był ubrany w typowy biały kitel, ale pod nimi widziałam garnitur. Na oko miał 50-52 lata. Jego twarz była pomarszczona, ale widać było, że kiedyś był przystojny. Spojrzałam na jego ręce, były silne, nawet jak na moroja.
- Wszystko będzie dobrze. - starał się mnie uspokoić. - Czy królowa dzisiaj jadła?
Szybko przypomniałam sobie czas spędzony z Lissą. Jadła coś, gdy do niej przyszłam. Nigdy nie omijała śniadań, więc je też pewnie zjadła.
- Tak. - odpowiedziałam po chwili.
- To pewnie zwykłe przemęczenie. Przyjdę do niej jutro, gdyby nagle coś Cię niepokoiło wyślij kogoś po mnie.
- Dobrze. - odprowadziłam lekarza wzrokiem do drzwi. - Proszę poczekać. Po kogo mam zawołać?
Lekarz odwrócił się i uśmiechnął.
- Stefano Gracci. - powiedział z wyraźnie włoskim akcentem i wyszedł.
Musiał bardzo długo tu mieszkać, bo potrafił ukrywać akcent. Szybko oderwałam myśli od lekarza i wróciłam do Lissy. Wyglądała bardzo marnie.
- Wszystko będzie dobrze. - położyłam się obok niej i trzymałam ją za rękę.
W tym momencie pomyślałam o naszej więzi. Przecież, mogę się z nią połączyć. Powoli zostawiłam wszystkie myśli i uspokoiłam się.Robiłam to tyle razy, że zajmowało mi tylko parę sekund. I nic.... Nie czułam więzi, nic nie czułam. Tylko pusta, taka jak po moim postrzale...
- Co wy sobie wyobrażacie? - ryknęła Lissa na całą sale.
Nikt nie odpowiedział, wszyscy patrzyli na Lissę w osłupieniu. Nagle wstał przedstawiciel rodziny Szelskich.
- Wasza Wysokość, uznaliśmy, że najlepiej będzie jeżeli najpierw omówimy to między sobą.
- Nie możecie nic zrobić bez mojej zgody! Rozumiecie to?
- Przykro nam, ale możemy.. - teraz wstał ktoś z rodziny Badiców. - Wystarczy zgoda 11 rodów.
- Słucham? - teraz to Lissa stała jak wryta.
Nagle moja przyjaciółka zrobiła się blada jak ściana. Stałam na tyle blisko by jednym ruchem uchronić ją od spotkania z podłogą. Wszyscy wstali, a na sali zrobiło się spore zamieszanie, mimo że było tu tylko po dwóch przedstawicieli z każdego rodu i ich strażnicy. Żałowałam teraz, że nie ma przy mnie Dimitra...
- Co się dzieje z królową? - krzyknęła kobieta niedaleko mnie, to była Ava. Była kandydatką na królową, ale oblała pierwszy test. Dwóch strażników podeszło do mnie i zabrało Lissę. Nie wiem jakim cudem, ale na sali był już lekarz. Chciałam iść za nimi, ale ktoś mnie zatrzymał. Był to wysoki strażnik. Przystojny blondyn z zielonym oczami i idealną szczęką. Nogi prawie się pode mną ugięły. Przewyższał mnie o jakieś trzy głowy. Rose, jesteś zaręczona, zganiłam się.
- Możesz mnie przepuścić? - warknęłam, gdy opamiętałam się po chwili.
- Tak.. - odpowiedział i odsunął się.
To było bardzo dziwne. Pobiegłam za strażnikami, ale obejrzałam się za siebie i zauważyłam, że blondyn na mnie patrzy. Nagle podszedł do niego drugi mężczyzna, Nie rozpoznałam go, bo moroje zaczęli się zbiegać w miejscu, gdzie przed chwilą stała Lissa. Odwróciłam się i ruszyłam biegiem za Lissą.
Strażnicy zabrali ją do komnaty. Leżała na łóżku, biała jak ściana. Gdyby nie delikatne ruchy klatki piersiowej pomyślałabym, że nie żyje. Podeszłam do łózka, ale drogę zagrodzili mi strażnicy. Spojrzałam na nich spode łba, chyba musieli słyszeć o wkurzonej Rose, bo nagle zeszli mi z drogi.
- Co z nią? - spytałam.
Starszy moroj stał przy łóżku i mierzył jej ciśnienie. Był ubrany w typowy biały kitel, ale pod nimi widziałam garnitur. Na oko miał 50-52 lata. Jego twarz była pomarszczona, ale widać było, że kiedyś był przystojny. Spojrzałam na jego ręce, były silne, nawet jak na moroja.
- Wszystko będzie dobrze. - starał się mnie uspokoić. - Czy królowa dzisiaj jadła?
Szybko przypomniałam sobie czas spędzony z Lissą. Jadła coś, gdy do niej przyszłam. Nigdy nie omijała śniadań, więc je też pewnie zjadła.
- Tak. - odpowiedziałam po chwili.
- To pewnie zwykłe przemęczenie. Przyjdę do niej jutro, gdyby nagle coś Cię niepokoiło wyślij kogoś po mnie.
- Dobrze. - odprowadziłam lekarza wzrokiem do drzwi. - Proszę poczekać. Po kogo mam zawołać?
Lekarz odwrócił się i uśmiechnął.
- Stefano Gracci. - powiedział z wyraźnie włoskim akcentem i wyszedł.
Musiał bardzo długo tu mieszkać, bo potrafił ukrywać akcent. Szybko oderwałam myśli od lekarza i wróciłam do Lissy. Wyglądała bardzo marnie.
- Wszystko będzie dobrze. - położyłam się obok niej i trzymałam ją za rękę.
W tym momencie pomyślałam o naszej więzi. Przecież, mogę się z nią połączyć. Powoli zostawiłam wszystkie myśli i uspokoiłam się.Robiłam to tyle razy, że zajmowało mi tylko parę sekund. I nic.... Nie czułam więzi, nic nie czułam. Tylko pusta, taka jak po moim postrzale...
-------------------------------------------------------------------------------------------
Wracam do Was po długiej przerwie. Mam nadzieję, że rozdział się podoba :). Czekam na Wasze opinie.
środa, 13 stycznia 2016
Rozdział 21
- Masz wybór! Możesz mnie zabrać ze sobą. Możemy poprosić Abe'a o pomoc. Jest tyle możliwości, ale nie pan groźny rosjanin musi wszystko robić sam. - byłam na niego wściekła, jak on mógł się tłumaczyć brakiem wyboru.
- Czemu jesteś taka uparta?! Jadę z twoim wujem, nic się nie stanie. Dlaczego tak bardzo chcesz ze mną jechać?
- BO NIE MOGĘ CIĘ ZOSTAWIĆ! Dopiero co mi się oświadczyłeś, a teraz wyjeżdżasz.
Ktoś nagle zapukał do drzwi.
- Otwarte. - zawołał Dimitr
Do pokoju wszedł jakiś dhampir.
- Pan Abe prosi, by był pan za 30 minut płycie startowej.
- Dobrze.
Dhampir wyszedł, a ja zaczęłam pakować moje rzeczy do torby Dimitra.
- Przestań! - zaczął wyjmować to co włożyłam. - Uspokoisz się wreszcie? Tak chcesz się pożegnać? Kłócąc się? Musisz zawsze zachowywać się jak dziecko?!
Ostatnie słowa mnie zabolały. Od tak dawna nie zachowywałam się jak dziecko. Ciągle dbam o Lissę, dbam o wszystko. Byłam gotowa poświęcić życie za nią. A on mówi, że zachowuję się jak dziecko?
- Rose nie to miałem na myśli... - chyba dopiero teraz dotarło do niego, co powiedział.
- Miesiąc temu poświęciłam życie dla przyjaciółki, prawie zginęłam, a Ty uważasz, że jestem dziecinna? Mój wróg, któremu zabiłam brata, chcę się na mnie zemścić. Żeby to zrobić, próbuje się ciebie pozbyć. A ty się dziwisz, że nie chcę cię puścić samego?
Nic nie powiedział, tylko podszedł i mnie pocałował. To był długi, namiętny pocałunek. Jego miękkie usta na moich były tym, czego oboje teraz potrzebowaliśmy.
- Wybacz. - wyszeptał, gdy już przestaliśmy się całować.
Dimitr dokończył pakowanie, a ja poszłam zrobić mu coś do jedzenia na drogę. Może i byłam wściekła za to, że postanowił zostawić mnie tutaj. Ale miał też sporo racji. Martwa nie przydam sie Lissie. A Robertowi tylko na tym zależy.
***
- Jak się czujesz? - spytała Lissa.
Siedziałyśmy właśnie w jej różowo- niebieskim pokoju. Dimitr wyleciał parę godzin temu. Abe dał mu telefon, żeby mógł do mnie dzwonić w każdej chwili. Umówiliśmy się, że zadzwoni jak dolecą.
- Wszystko okej. - powiedziałam uśmiechając się.
- Nie musisz kłamać. - Lissa wiedziała dokładnie jak się czuję, mogła to sprawdzić dzięki odbudowaniu naszej więzi.
- Wiem ale... Poczekam aż zadzwoni. A tak ogólnie, to kiedy Christian Ci się oświadczy?
- No wiesz, my nie rozmawialiśmy jeszcze o ślubie, tak na poważnie. Pewnie nie długo czeka, aż wszystko ucichnie i Robert zostanie odnaleziony.
- Lissa... Wiesz, ze będziesz musiała go skazać.
- Wiem, i zrobię to z wielką chęcią. - przyjaciółka uśmiechnęła się do mnie.
Nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę wejść. - powiedziała formalnym tonem.
Do pokoju wszedł strażnik i młody moroj. Widziałam go już kiedyś, ale nie mogłam sobie przypomnieć, gdzie to było. Moroj ukłonił się.
- Wasza Wysokość. Nie chciałbym przeszkadzać, ale jest pewien problem.
- Jaki problem?
- Otóż, Rada, chce wycofać dekret o związkach strażników.
- A czemuż to? - Lissa mówiła spokojnie, opanowanym tonem, a we mnie już wrzało.
- Dwójka strażników dzisiaj ogłosiła, że są razem i wyjeżdżają, pozostawili rodzinę bez opieki....
- Kiedy to się stało?
- Dwie godziny temu. Oni... zostali zaatakowani, przez strzygi.
- DLACZEGO NIKT MNIE NIE POINFORMOWAŁ?! - teraz Lissa była wściekła.
---------------------------------------------------------------------------
Wybaczcie, że post ukazał się dopiero dzisiaj. Ale teraz posty będą tylko w weekendy. Mam jeszcze parę pomysłów na opowiadania, jeden już nawet realizuję, dwa kolejne są w przygotowaniu. Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Z racji, że rozdziały będą tylko w weekend, będą one dłuższe.
Jeżeli ktoś jest zainteresowany, zapraszam ^^ https://www.wattpad.com/myworks/59611217-wilk
Jest to jedna z historii, którą zaczęłam pisać.
Czekam na wasze opinie co do dwudziestego pierwszego rozdziału :*
Subskrybuj:
Posty (Atom)