Rozdział 24 kończył pierwszą część mojej kontynuacji Akademii Wampirów. Cześć druga pojawi się 8 maja. Mam nadzieję, że wytrwacie do tego czasu :)
Pozdrawiam Wasza Adi
piątek, 8 kwietnia 2016
wtorek, 8 marca 2016
Rozdział 24
Rose:
Są osoby w życiu, która są przy nas zawsze... Lissa była dla mnie taką osobą. Przynajmniej tak myślałam do dzisiaj. Czasem, gdy zawodzi nas najbliższa osoba mniej boli to co zrobiła, bardziej to że to właśnie ONA to zrobiła. Ktoś na kogo zawsze mogliśmy liczyć. Ale czy ta osoba zawsze mogła liczyć na nas? To mnie właśnie zaczęło zastanawiać, czy zrobiłam coś czym sobie na to zasłużyłam. Byłam przy niej zawsze, Nie tylko jako strażniczka, ale jako przyjaciółka. Jeden raz w życiu ją zawiodłam... Gdy odeszłam szukać Dimitra, ale nie ma tu podobieństwa do obecnej sytuacji. Wiedziała, że go kocham i postąpiła by tak samo jeżeli to Christian zostałby strzygą. Ba! Postawiłaby całą Akademię na głowie, tylko po to by go szukali. W końcu to Vasilisa Dragomir, użyłaby ducha i już po sprawie. Ale kiedy to ja byłam w potrzebie to zostałam okrzyknięta najgorszą przyjaciółką, bo pierwszy raz w życiu zajęłam się swoimi problemami, a nie jej. Przecież to oczywiste, że Christian z nią nie pojedzie na te studia, a ona znowu rozłączy mnie i Dimtra. Na dodatek jeszcze ten głupi napad strzyg i strażnicy, którzy uciekli... Z zamyślenia wyrwał mnie Christian, który usiadł przy królowej i trzymał ją za rękę. Lissa powoli zaczęła się podnosić. Jednak on doradził jej, żeby tego na razie nie robiła. Złożyło się tak, że stałam za Christianem w pewnej odległości więc przyjaciółka, o ile mogę ją tak nazwać, nie widziała mnie. Postanowiłam wykorzystać ten moment jej nie uwagi i się wymknąć. Gdy już chwytałam za klamkę Lissa mnie zauważyła.
- Hej, dlaczego wychodzisz?
Eh.. A było tak pięknie.
- Nie wychodzę. Pomyślałam, że zawołam po lekarza skoro się obudziłaś. - nie było to do końca kłamstwem, bo zamierzałam pójść po tego doktora.
- Hm.. No dobrze, ale to chyba nie jest jakieś bardzo pilne? Możesz przecież zostać. Christian nie ma nic przeciwko.
- Halo? Ja tu jestem! - powiedział i zaczął wymachiwać rękoma, jakby chciał obwieścić Lissie swoją obecność.
- Naprawdę? Nie zauważyłam.
- Siedzę tu już dość długo i chciałabym odpocząć więc jeśli pozwolisz pójdę do siebie. - postanowiłam przerwać tą "kłótnię" kochanków, mój zimny ton zaskoczył Lisse co od razu dała po sobie poznać.
- Rose? Wszystko w porządku?
- W jak najlepszym. - odpowiedziałam, odwracając się na pięcie i wychodząc.
Nie miałam ochoty by teraz się z nią kłócić. Naprawdę jestem zmęczona i nie mam siły słuchać jak się tłumaczy. Mam tylko nadzieję, że Christian jej nie powie. Lissa oczywiście zaraz by do mnie przyszła i zaczęła się tłumaczyć, nie licząc wpierw wywodu o nie czytaniu cudzej korespondencji. Wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer Dimitra. Odpowiedział mi długi sygnał, ale nikt nie odebrał telefonu. Spróbowałam jeszcze dwa razy i za ostatnim się udało.
- Halo? Rose? - spytał głos po drugiej stronie, ten sam cudowny głos, który słyszałam budzący mnie rano.
- Czy ty chcesz mnie o zawał przyprawić towarzyszu?
- Nie, chyba nie. Przynajmniej na razie nie zamierzam.
- Miło. Gdzie jesteś?
- W Moskwie, właśnie wylądowaliśmy. - czyli tak jak przewidywałam.
- To dobrze.
- Coś jeszcze? - brzmiał dość dziwnie, tak szorstko.
- Nie, coś się stało?
- Nic, po prostu jestem zmęczony.
- No dobrze. Kocham Cię.
- Też Cię kocham Roza. - powiedział po czym się rozłączył.
Przynajmniej wiem, że u niego wszystko dobrze. Teraz pozostała tylko Lissa, ale tym zajmę się później...
Lissa:
Nie do końca wiedziałam, co się wydarzyło i dlaczego jestem w swojej sypialni. Rose nie wyglądała zbyt rozmownie, więc nie chciałam jej męczyć. Na szczęście został ze mną Christian, który opowiedział mi całe wczorajsze zajście. Jedyne co pamiętałam to, że wbiegłam do sali by przerwać posiedzenie rady i tutaj film mi się urywa. Na wypadek, gdy się przebudziłam sprawdziłam moją wieź z Rose, ale ona zablokowała mi sprawdzenie swoich myśli, Za to mam pewność, że z naszym połączeniem nic się nie stało. Christian leżał teraz obok mnie, przytulając się i głaszcząc mnie po głowie. Co prawda nie był w stanie powiedzieć mi za wiele o całym zajściu, ponieważ przyznał się, że do pokoju przyszedł nie dawno, ale za to miał informacje prosto od rady i lekarza Stefano. W sumie pierwszy raz o nim słyszę i nie pamiętam bym kogoś takie zatrudniła, albo po prostu mam sklerozę.
- Czyli tak ogólnie narobiłam tylko dużo szumu?
- Tak, udało Ci się. - zaśmiał się Christian. - Ale nie rób tak nigdy więcej.
- Dobrze. Nie wiesz co się stało Rose? Coś z Dimitem?
- Nie.. Nie wiem. - Christian lekko się zawahał, więc musi coś wiedzieć.
- Jesteś tego pewien?
Ta dwójka nie ma zw zwyczaju chronienia siebie nawzajem. Raczej zachowują się jak małe dzieci, które biją się o zabawkę i starają się udowodnić, które z nich jest lepsze. Ale cóż poradzisz?
- Gdy przyszedłem była już taka.
Nie było sensu drążyć tematu bo i tak nic od niego nie wyciągnę. Pozostało jedynie czekać, aż Rose przyjdzie mnie odwiedzić. Zabrałam od siebie rękę Christiana i wstałam. Chłopak był wyraźnie nie zadowolony bo zaczął coś mruczeć pod nosem. Nie zwracając na niego uwagi podeszłam do toaletki sprawdzić jak strasznie wyglądam. Nie było najgorzej, ale i tak sięgnęłam po szczotkę chcąc rozczesać to co powstało na mojej głowie. Właśnie wtedy zauważyłam, że list z uczelni nie jest do końca wsunięty do koperty. Podniosłam go i spojrzałam na Christiana. Chłopak spojrzał na mnie oczami jak u zbitego psa i zrobił minę jakby wiedział, że zaraz mu się oberwie. To o to Rose była zła, musiała się dowiedzieć. Ale co jej wpadło do głowy żeby grzebać w cudzych rzeczach.
- Skoro nie wiesz o stało się Rose, to może powiesz mi co wiesz na ten temat.
- Boże, no nie patrz tak na mnie. Jak przyszedłem to właśnie go odkładała.
Rzuciłam mu ostatnie spojrzenie pełne dezaprobaty i ruszyłam do drzwi. Muszę ją jak najszybciej znaleźć i wytłumaczyć całą tą sytuację, w grę chodzi też wykład o prywatności. Gdy otworzyłam już drzwi nagle poczułam się bardzo słaba, przed oczami pojawiły mi się plamki. Jedyne co pamiętam nim zalała mnie ciemność to Christian krzyczący i rzucający się by mnie złapać...
Są osoby w życiu, która są przy nas zawsze... Lissa była dla mnie taką osobą. Przynajmniej tak myślałam do dzisiaj. Czasem, gdy zawodzi nas najbliższa osoba mniej boli to co zrobiła, bardziej to że to właśnie ONA to zrobiła. Ktoś na kogo zawsze mogliśmy liczyć. Ale czy ta osoba zawsze mogła liczyć na nas? To mnie właśnie zaczęło zastanawiać, czy zrobiłam coś czym sobie na to zasłużyłam. Byłam przy niej zawsze, Nie tylko jako strażniczka, ale jako przyjaciółka. Jeden raz w życiu ją zawiodłam... Gdy odeszłam szukać Dimitra, ale nie ma tu podobieństwa do obecnej sytuacji. Wiedziała, że go kocham i postąpiła by tak samo jeżeli to Christian zostałby strzygą. Ba! Postawiłaby całą Akademię na głowie, tylko po to by go szukali. W końcu to Vasilisa Dragomir, użyłaby ducha i już po sprawie. Ale kiedy to ja byłam w potrzebie to zostałam okrzyknięta najgorszą przyjaciółką, bo pierwszy raz w życiu zajęłam się swoimi problemami, a nie jej. Przecież to oczywiste, że Christian z nią nie pojedzie na te studia, a ona znowu rozłączy mnie i Dimtra. Na dodatek jeszcze ten głupi napad strzyg i strażnicy, którzy uciekli... Z zamyślenia wyrwał mnie Christian, który usiadł przy królowej i trzymał ją za rękę. Lissa powoli zaczęła się podnosić. Jednak on doradził jej, żeby tego na razie nie robiła. Złożyło się tak, że stałam za Christianem w pewnej odległości więc przyjaciółka, o ile mogę ją tak nazwać, nie widziała mnie. Postanowiłam wykorzystać ten moment jej nie uwagi i się wymknąć. Gdy już chwytałam za klamkę Lissa mnie zauważyła.
- Hej, dlaczego wychodzisz?
Eh.. A było tak pięknie.
- Nie wychodzę. Pomyślałam, że zawołam po lekarza skoro się obudziłaś. - nie było to do końca kłamstwem, bo zamierzałam pójść po tego doktora.
- Hm.. No dobrze, ale to chyba nie jest jakieś bardzo pilne? Możesz przecież zostać. Christian nie ma nic przeciwko.
- Halo? Ja tu jestem! - powiedział i zaczął wymachiwać rękoma, jakby chciał obwieścić Lissie swoją obecność.
- Naprawdę? Nie zauważyłam.
- Siedzę tu już dość długo i chciałabym odpocząć więc jeśli pozwolisz pójdę do siebie. - postanowiłam przerwać tą "kłótnię" kochanków, mój zimny ton zaskoczył Lisse co od razu dała po sobie poznać.
- Rose? Wszystko w porządku?
- W jak najlepszym. - odpowiedziałam, odwracając się na pięcie i wychodząc.
Nie miałam ochoty by teraz się z nią kłócić. Naprawdę jestem zmęczona i nie mam siły słuchać jak się tłumaczy. Mam tylko nadzieję, że Christian jej nie powie. Lissa oczywiście zaraz by do mnie przyszła i zaczęła się tłumaczyć, nie licząc wpierw wywodu o nie czytaniu cudzej korespondencji. Wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer Dimitra. Odpowiedział mi długi sygnał, ale nikt nie odebrał telefonu. Spróbowałam jeszcze dwa razy i za ostatnim się udało.
- Halo? Rose? - spytał głos po drugiej stronie, ten sam cudowny głos, który słyszałam budzący mnie rano.
- Czy ty chcesz mnie o zawał przyprawić towarzyszu?
- Nie, chyba nie. Przynajmniej na razie nie zamierzam.
- Miło. Gdzie jesteś?
- W Moskwie, właśnie wylądowaliśmy. - czyli tak jak przewidywałam.
- To dobrze.
- Coś jeszcze? - brzmiał dość dziwnie, tak szorstko.
- Nie, coś się stało?
- Nic, po prostu jestem zmęczony.
- No dobrze. Kocham Cię.
- Też Cię kocham Roza. - powiedział po czym się rozłączył.
Przynajmniej wiem, że u niego wszystko dobrze. Teraz pozostała tylko Lissa, ale tym zajmę się później...
Lissa:
Nie do końca wiedziałam, co się wydarzyło i dlaczego jestem w swojej sypialni. Rose nie wyglądała zbyt rozmownie, więc nie chciałam jej męczyć. Na szczęście został ze mną Christian, który opowiedział mi całe wczorajsze zajście. Jedyne co pamiętałam to, że wbiegłam do sali by przerwać posiedzenie rady i tutaj film mi się urywa. Na wypadek, gdy się przebudziłam sprawdziłam moją wieź z Rose, ale ona zablokowała mi sprawdzenie swoich myśli, Za to mam pewność, że z naszym połączeniem nic się nie stało. Christian leżał teraz obok mnie, przytulając się i głaszcząc mnie po głowie. Co prawda nie był w stanie powiedzieć mi za wiele o całym zajściu, ponieważ przyznał się, że do pokoju przyszedł nie dawno, ale za to miał informacje prosto od rady i lekarza Stefano. W sumie pierwszy raz o nim słyszę i nie pamiętam bym kogoś takie zatrudniła, albo po prostu mam sklerozę.
- Czyli tak ogólnie narobiłam tylko dużo szumu?
- Tak, udało Ci się. - zaśmiał się Christian. - Ale nie rób tak nigdy więcej.
- Dobrze. Nie wiesz co się stało Rose? Coś z Dimitem?
- Nie.. Nie wiem. - Christian lekko się zawahał, więc musi coś wiedzieć.
- Jesteś tego pewien?
Ta dwójka nie ma zw zwyczaju chronienia siebie nawzajem. Raczej zachowują się jak małe dzieci, które biją się o zabawkę i starają się udowodnić, które z nich jest lepsze. Ale cóż poradzisz?
- Gdy przyszedłem była już taka.
Nie było sensu drążyć tematu bo i tak nic od niego nie wyciągnę. Pozostało jedynie czekać, aż Rose przyjdzie mnie odwiedzić. Zabrałam od siebie rękę Christiana i wstałam. Chłopak był wyraźnie nie zadowolony bo zaczął coś mruczeć pod nosem. Nie zwracając na niego uwagi podeszłam do toaletki sprawdzić jak strasznie wyglądam. Nie było najgorzej, ale i tak sięgnęłam po szczotkę chcąc rozczesać to co powstało na mojej głowie. Właśnie wtedy zauważyłam, że list z uczelni nie jest do końca wsunięty do koperty. Podniosłam go i spojrzałam na Christiana. Chłopak spojrzał na mnie oczami jak u zbitego psa i zrobił minę jakby wiedział, że zaraz mu się oberwie. To o to Rose była zła, musiała się dowiedzieć. Ale co jej wpadło do głowy żeby grzebać w cudzych rzeczach.
- Skoro nie wiesz o stało się Rose, to może powiesz mi co wiesz na ten temat.
- Boże, no nie patrz tak na mnie. Jak przyszedłem to właśnie go odkładała.
Rzuciłam mu ostatnie spojrzenie pełne dezaprobaty i ruszyłam do drzwi. Muszę ją jak najszybciej znaleźć i wytłumaczyć całą tą sytuację, w grę chodzi też wykład o prywatności. Gdy otworzyłam już drzwi nagle poczułam się bardzo słaba, przed oczami pojawiły mi się plamki. Jedyne co pamiętam nim zalała mnie ciemność to Christian krzyczący i rzucający się by mnie złapać...
-----------------------------------------------------------------------
Wszystkiego Najlepszego z okazji Dnia Kobiet dla moich Kochanych czytelniczek <3
Mam nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu :D
poniedziałek, 29 lutego 2016
sobota, 6 lutego 2016
Rozdział 23
*WAŻNA NOTKA NA DOLE*
Nie wiedziałam, co się tutaj dzieje. Dlaczego Lissa
zasłabła? Dlaczego nie mamy więzi? Gdzie teraz jest Dimitr? Co z jego rodziną?
Jeżeli Robert chciał utrudnić mi życie to mu się na prawdę udało. Straż nie
pozwoliła mi zostać długo w pokoju Lissy… "Żebym przypadkiem nie zrobiła
czegoś głupiego", tak to nazwał jeden ze strażników przy drzwiach, a ja
prawie się na niego rzuciłam.
Tylko ja
byłam przy Lissie przez cały czas, a przynajmniej starałam się. Ponieważ kiedy
kazali mi wyjść ja zostałam pod drzwiami i uprzykrzałam im życie.
- Dobra możesz wejść, ale nie na długo - powiedział
wysoki, ciemnooki dhampir, który pilnował królowej.
- Dziękuję, łaskawco - odpowiedziałam i szybko go
minęłam. Gdy weszłam do pokoju Lissa leżała w tej samej pozycji. Podeszłam do
niej i usiadłam obok na łóżku. Nie mogę jej stracić. Mam tylko ją i Dimitra...
A ona ma tylko mnie i.... Christiana. Gdzie on się tak w ogóle podziewa?
Nie było go na sali podczas zebrania. I w sumie nie
widziałam go od jakiegoś czasu, a dokładniej od urodzin Dimitra...
Jak ten czas wolno leci. Minął od nich tylko jeden
dzień, a mi się zdaje jakby to był tydzień. Każda chwila bez niego bardzo mi
się dłuży. Jakby z przymusu spojrzałam przez okno. Było już południe. Mogłaby
spróbować zadzwonić do mojego ukochanego i dowiedzieć się gdzie jest. Późnej poszukam
Christiana i może pójdę się zdrzemnąć, bo padam z nóg.
Wyjęłam telefon i wybrałam numer Dimitra. Specjalnie
na jego wyjazd dostaliśmy telefony, by móc się kontaktować. Przyłożyłam
urządzenie do ucha.
Przez chwilę nie było żadnego dźwięku, nagle w
słuchawce odezwał się kobiecy głos: "Numer obecnie jest poza
zasięgiem". No to jest chyba żart!
Spróbowałam jeszcze trzy razy, ale z tym samym
skutkiem. Wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi balkonowych, po czym je
otworzyłam i wyszłam na słońce. Gdy chodziłam do ludzkiej szkoły razem z Lissą
miałam go pod dostatkiem. Nawet moja skóra się wtedy lekko opaliła. Ale po
powrocie do Św. Władimira, znowu musiałam wrócić do starego rozkładu dnia. W
dzień- śpij, w nocy- chodź do szkoły. Teraz mimo wszystko mi go brakowało.
Pozwoliłam, by ciepłe promienie oplotły moje ciało. Powoli zaczęłam wdychać
świeże jesienne powietrze. Po dziesięciu minutach wróciłam do pokoju trochę
spokojniejsza. Na pewno nic się nie stało. Dimitrowi po prostu rozładował się
telefon, a lecą pewnie teraz do Moskwy, więc nie ma jak go naładować....
Podeszłam do toaletki Lissy. Ile ona ma szczęście… Może się malować, ubierać
jak jej się podoba... Nie jest ograniczona przez pracę. Zauważyłam, że spod
małego czarnego pudełeczka na biżuterię wystaje koperta. W końcu, to moja
najlepsza przyjaciółka, chyba mogę... pomyślałam i sięgnęłam po kopertę. Na
przodzie miała pieczątkę z uczelni Leight... Bałam się otworzyć kopertę,
ponieważ podejrzewałam co tam znajdę. Gdy Liss została królową musiała przełożyć
swoje plany uczelniane na późnej. Zawsze marzyła, żeby pójść na studia i wiem,
że teraz też o tym marzy. Lekko drżącą ręką otworzyłam kopertę i wyjęłam list.
Pierwsze słowa, które rzuciły mi w oczy to: "Została pani przyjęta na
pierwszy rok”. Nie mogłam w to uwierzyć Lissa nic mi nie powiedziała!
Spojrzałam na przyjaciółkę leżąco na łóżku i nie potrafiłam zrozumieć dlaczego
mi to zrobiła.
Szybko przeczytałam dalszą część listu. Wynikało z
niego, że w połowie sierpnia Lissa złożyła wniosek, a mamy teraz połowę
września. Czyli miesiąc temu... Schowałam szybko list do koperty, gdy
usłyszałam kroki na korytarzu i odłożyłam go na miejsce. Przez chwilę przed
drzwiami słychać było uniesione głosy. Rozpoznałam głoś Christiana, który po
chwili znalazł się w pokoju. Spojrzał na mnie zaskoczony moim widokiem, a
następnie na list na biurku.
- Czyli już wiesz? - spytał wskazując głową na list.
Tego mi tylko brakowało, że on wiedział, a ja nie!
- Tak. Od kiedy wiesz?
- Od początku... - powiedział z lekką paniką w głosie.
- Coo?! Dlaczego JA o niczym nie wiedziałam?
- Yyy... Może lepiej niech Lissa ci wyjaśni, gdy
wstanie.
I jak na zwołanie przyjaciółka zaczęła się budzić…
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wybaczcie, że rozdział jest dość krótki.
1) Pytanie do Was, wolicie, częściej krótkie czy rzadziej długie?
2) Wybaczcie, że ostatnio trochę zaniedbałam pisanie :( Ale od poniedziałku to się zmieni :)
Pozdrawiam :* I jestem ciekawa waszych opinii :D
czwartek, 28 stycznia 2016
Uwaga!
Podczas ferii będą tylko dwa rozdziały. Jeden w pierwszym tygodniu i jeden w drugim .
---------------------------------------------------------------------------------------------
sobota, 23 stycznia 2016
Rozdział 22
Lissa biegła już po schodach do sali, gdzie zbierała się Rada. Lissa potrafiła bardzo szybko biegać ,gdy była zła. Nawet w sukience szło jej to świetnie. Prawię się wywróciła na schodach, ale zdążyłam ją złapać. Kiwnęła głową na podziękowanie i znów zaczęła biec. Gdy stanęłyśmy przed drzwiami dwóch morojów ukłoniło się królowej i otworzyli drzwi. To było jak wejście smoka. Lissa przeszła szybkim krokiem na środek sali, a ja za nią. Każda osoba w pomieszczeniu skupiła na nas wzrok.
- Co wy sobie wyobrażacie? - ryknęła Lissa na całą sale.
Nikt nie odpowiedział, wszyscy patrzyli na Lissę w osłupieniu. Nagle wstał przedstawiciel rodziny Szelskich.
- Wasza Wysokość, uznaliśmy, że najlepiej będzie jeżeli najpierw omówimy to między sobą.
- Nie możecie nic zrobić bez mojej zgody! Rozumiecie to?
- Przykro nam, ale możemy.. - teraz wstał ktoś z rodziny Badiców. - Wystarczy zgoda 11 rodów.
- Słucham? - teraz to Lissa stała jak wryta.
Nagle moja przyjaciółka zrobiła się blada jak ściana. Stałam na tyle blisko by jednym ruchem uchronić ją od spotkania z podłogą. Wszyscy wstali, a na sali zrobiło się spore zamieszanie, mimo że było tu tylko po dwóch przedstawicieli z każdego rodu i ich strażnicy. Żałowałam teraz, że nie ma przy mnie Dimitra...
- Co się dzieje z królową? - krzyknęła kobieta niedaleko mnie, to była Ava. Była kandydatką na królową, ale oblała pierwszy test. Dwóch strażników podeszło do mnie i zabrało Lissę. Nie wiem jakim cudem, ale na sali był już lekarz. Chciałam iść za nimi, ale ktoś mnie zatrzymał. Był to wysoki strażnik. Przystojny blondyn z zielonym oczami i idealną szczęką. Nogi prawie się pode mną ugięły. Przewyższał mnie o jakieś trzy głowy. Rose, jesteś zaręczona, zganiłam się.
- Możesz mnie przepuścić? - warknęłam, gdy opamiętałam się po chwili.
- Tak.. - odpowiedział i odsunął się.
To było bardzo dziwne. Pobiegłam za strażnikami, ale obejrzałam się za siebie i zauważyłam, że blondyn na mnie patrzy. Nagle podszedł do niego drugi mężczyzna, Nie rozpoznałam go, bo moroje zaczęli się zbiegać w miejscu, gdzie przed chwilą stała Lissa. Odwróciłam się i ruszyłam biegiem za Lissą.
Strażnicy zabrali ją do komnaty. Leżała na łóżku, biała jak ściana. Gdyby nie delikatne ruchy klatki piersiowej pomyślałabym, że nie żyje. Podeszłam do łózka, ale drogę zagrodzili mi strażnicy. Spojrzałam na nich spode łba, chyba musieli słyszeć o wkurzonej Rose, bo nagle zeszli mi z drogi.
- Co z nią? - spytałam.
Starszy moroj stał przy łóżku i mierzył jej ciśnienie. Był ubrany w typowy biały kitel, ale pod nimi widziałam garnitur. Na oko miał 50-52 lata. Jego twarz była pomarszczona, ale widać było, że kiedyś był przystojny. Spojrzałam na jego ręce, były silne, nawet jak na moroja.
- Wszystko będzie dobrze. - starał się mnie uspokoić. - Czy królowa dzisiaj jadła?
Szybko przypomniałam sobie czas spędzony z Lissą. Jadła coś, gdy do niej przyszłam. Nigdy nie omijała śniadań, więc je też pewnie zjadła.
- Tak. - odpowiedziałam po chwili.
- To pewnie zwykłe przemęczenie. Przyjdę do niej jutro, gdyby nagle coś Cię niepokoiło wyślij kogoś po mnie.
- Dobrze. - odprowadziłam lekarza wzrokiem do drzwi. - Proszę poczekać. Po kogo mam zawołać?
Lekarz odwrócił się i uśmiechnął.
- Stefano Gracci. - powiedział z wyraźnie włoskim akcentem i wyszedł.
Musiał bardzo długo tu mieszkać, bo potrafił ukrywać akcent. Szybko oderwałam myśli od lekarza i wróciłam do Lissy. Wyglądała bardzo marnie.
- Wszystko będzie dobrze. - położyłam się obok niej i trzymałam ją za rękę.
W tym momencie pomyślałam o naszej więzi. Przecież, mogę się z nią połączyć. Powoli zostawiłam wszystkie myśli i uspokoiłam się.Robiłam to tyle razy, że zajmowało mi tylko parę sekund. I nic.... Nie czułam więzi, nic nie czułam. Tylko pusta, taka jak po moim postrzale...
- Co wy sobie wyobrażacie? - ryknęła Lissa na całą sale.
Nikt nie odpowiedział, wszyscy patrzyli na Lissę w osłupieniu. Nagle wstał przedstawiciel rodziny Szelskich.
- Wasza Wysokość, uznaliśmy, że najlepiej będzie jeżeli najpierw omówimy to między sobą.
- Nie możecie nic zrobić bez mojej zgody! Rozumiecie to?
- Przykro nam, ale możemy.. - teraz wstał ktoś z rodziny Badiców. - Wystarczy zgoda 11 rodów.
- Słucham? - teraz to Lissa stała jak wryta.
Nagle moja przyjaciółka zrobiła się blada jak ściana. Stałam na tyle blisko by jednym ruchem uchronić ją od spotkania z podłogą. Wszyscy wstali, a na sali zrobiło się spore zamieszanie, mimo że było tu tylko po dwóch przedstawicieli z każdego rodu i ich strażnicy. Żałowałam teraz, że nie ma przy mnie Dimitra...
- Co się dzieje z królową? - krzyknęła kobieta niedaleko mnie, to była Ava. Była kandydatką na królową, ale oblała pierwszy test. Dwóch strażników podeszło do mnie i zabrało Lissę. Nie wiem jakim cudem, ale na sali był już lekarz. Chciałam iść za nimi, ale ktoś mnie zatrzymał. Był to wysoki strażnik. Przystojny blondyn z zielonym oczami i idealną szczęką. Nogi prawie się pode mną ugięły. Przewyższał mnie o jakieś trzy głowy. Rose, jesteś zaręczona, zganiłam się.
- Możesz mnie przepuścić? - warknęłam, gdy opamiętałam się po chwili.
- Tak.. - odpowiedział i odsunął się.
To było bardzo dziwne. Pobiegłam za strażnikami, ale obejrzałam się za siebie i zauważyłam, że blondyn na mnie patrzy. Nagle podszedł do niego drugi mężczyzna, Nie rozpoznałam go, bo moroje zaczęli się zbiegać w miejscu, gdzie przed chwilą stała Lissa. Odwróciłam się i ruszyłam biegiem za Lissą.
Strażnicy zabrali ją do komnaty. Leżała na łóżku, biała jak ściana. Gdyby nie delikatne ruchy klatki piersiowej pomyślałabym, że nie żyje. Podeszłam do łózka, ale drogę zagrodzili mi strażnicy. Spojrzałam na nich spode łba, chyba musieli słyszeć o wkurzonej Rose, bo nagle zeszli mi z drogi.
- Co z nią? - spytałam.
Starszy moroj stał przy łóżku i mierzył jej ciśnienie. Był ubrany w typowy biały kitel, ale pod nimi widziałam garnitur. Na oko miał 50-52 lata. Jego twarz była pomarszczona, ale widać było, że kiedyś był przystojny. Spojrzałam na jego ręce, były silne, nawet jak na moroja.
- Wszystko będzie dobrze. - starał się mnie uspokoić. - Czy królowa dzisiaj jadła?
Szybko przypomniałam sobie czas spędzony z Lissą. Jadła coś, gdy do niej przyszłam. Nigdy nie omijała śniadań, więc je też pewnie zjadła.
- Tak. - odpowiedziałam po chwili.
- To pewnie zwykłe przemęczenie. Przyjdę do niej jutro, gdyby nagle coś Cię niepokoiło wyślij kogoś po mnie.
- Dobrze. - odprowadziłam lekarza wzrokiem do drzwi. - Proszę poczekać. Po kogo mam zawołać?
Lekarz odwrócił się i uśmiechnął.
- Stefano Gracci. - powiedział z wyraźnie włoskim akcentem i wyszedł.
Musiał bardzo długo tu mieszkać, bo potrafił ukrywać akcent. Szybko oderwałam myśli od lekarza i wróciłam do Lissy. Wyglądała bardzo marnie.
- Wszystko będzie dobrze. - położyłam się obok niej i trzymałam ją za rękę.
W tym momencie pomyślałam o naszej więzi. Przecież, mogę się z nią połączyć. Powoli zostawiłam wszystkie myśli i uspokoiłam się.Robiłam to tyle razy, że zajmowało mi tylko parę sekund. I nic.... Nie czułam więzi, nic nie czułam. Tylko pusta, taka jak po moim postrzale...
-------------------------------------------------------------------------------------------
Wracam do Was po długiej przerwie. Mam nadzieję, że rozdział się podoba :). Czekam na Wasze opinie.
środa, 13 stycznia 2016
Rozdział 21
- Masz wybór! Możesz mnie zabrać ze sobą. Możemy poprosić Abe'a o pomoc. Jest tyle możliwości, ale nie pan groźny rosjanin musi wszystko robić sam. - byłam na niego wściekła, jak on mógł się tłumaczyć brakiem wyboru.
- Czemu jesteś taka uparta?! Jadę z twoim wujem, nic się nie stanie. Dlaczego tak bardzo chcesz ze mną jechać?
- BO NIE MOGĘ CIĘ ZOSTAWIĆ! Dopiero co mi się oświadczyłeś, a teraz wyjeżdżasz.
Ktoś nagle zapukał do drzwi.
- Otwarte. - zawołał Dimitr
Do pokoju wszedł jakiś dhampir.
- Pan Abe prosi, by był pan za 30 minut płycie startowej.
- Dobrze.
Dhampir wyszedł, a ja zaczęłam pakować moje rzeczy do torby Dimitra.
- Przestań! - zaczął wyjmować to co włożyłam. - Uspokoisz się wreszcie? Tak chcesz się pożegnać? Kłócąc się? Musisz zawsze zachowywać się jak dziecko?!
Ostatnie słowa mnie zabolały. Od tak dawna nie zachowywałam się jak dziecko. Ciągle dbam o Lissę, dbam o wszystko. Byłam gotowa poświęcić życie za nią. A on mówi, że zachowuję się jak dziecko?
- Rose nie to miałem na myśli... - chyba dopiero teraz dotarło do niego, co powiedział.
- Miesiąc temu poświęciłam życie dla przyjaciółki, prawie zginęłam, a Ty uważasz, że jestem dziecinna? Mój wróg, któremu zabiłam brata, chcę się na mnie zemścić. Żeby to zrobić, próbuje się ciebie pozbyć. A ty się dziwisz, że nie chcę cię puścić samego?
Nic nie powiedział, tylko podszedł i mnie pocałował. To był długi, namiętny pocałunek. Jego miękkie usta na moich były tym, czego oboje teraz potrzebowaliśmy.
- Wybacz. - wyszeptał, gdy już przestaliśmy się całować.
Dimitr dokończył pakowanie, a ja poszłam zrobić mu coś do jedzenia na drogę. Może i byłam wściekła za to, że postanowił zostawić mnie tutaj. Ale miał też sporo racji. Martwa nie przydam sie Lissie. A Robertowi tylko na tym zależy.
***
- Jak się czujesz? - spytała Lissa.
Siedziałyśmy właśnie w jej różowo- niebieskim pokoju. Dimitr wyleciał parę godzin temu. Abe dał mu telefon, żeby mógł do mnie dzwonić w każdej chwili. Umówiliśmy się, że zadzwoni jak dolecą.
- Wszystko okej. - powiedziałam uśmiechając się.
- Nie musisz kłamać. - Lissa wiedziała dokładnie jak się czuję, mogła to sprawdzić dzięki odbudowaniu naszej więzi.
- Wiem ale... Poczekam aż zadzwoni. A tak ogólnie, to kiedy Christian Ci się oświadczy?
- No wiesz, my nie rozmawialiśmy jeszcze o ślubie, tak na poważnie. Pewnie nie długo czeka, aż wszystko ucichnie i Robert zostanie odnaleziony.
- Lissa... Wiesz, ze będziesz musiała go skazać.
- Wiem, i zrobię to z wielką chęcią. - przyjaciółka uśmiechnęła się do mnie.
Nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę wejść. - powiedziała formalnym tonem.
Do pokoju wszedł strażnik i młody moroj. Widziałam go już kiedyś, ale nie mogłam sobie przypomnieć, gdzie to było. Moroj ukłonił się.
- Wasza Wysokość. Nie chciałbym przeszkadzać, ale jest pewien problem.
- Jaki problem?
- Otóż, Rada, chce wycofać dekret o związkach strażników.
- A czemuż to? - Lissa mówiła spokojnie, opanowanym tonem, a we mnie już wrzało.
- Dwójka strażników dzisiaj ogłosiła, że są razem i wyjeżdżają, pozostawili rodzinę bez opieki....
- Kiedy to się stało?
- Dwie godziny temu. Oni... zostali zaatakowani, przez strzygi.
- DLACZEGO NIKT MNIE NIE POINFORMOWAŁ?! - teraz Lissa była wściekła.
---------------------------------------------------------------------------
Wybaczcie, że post ukazał się dopiero dzisiaj. Ale teraz posty będą tylko w weekendy. Mam jeszcze parę pomysłów na opowiadania, jeden już nawet realizuję, dwa kolejne są w przygotowaniu. Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Z racji, że rozdziały będą tylko w weekend, będą one dłuższe.
Jeżeli ktoś jest zainteresowany, zapraszam ^^ https://www.wattpad.com/myworks/59611217-wilk
Jest to jedna z historii, którą zaczęłam pisać.
Czekam na wasze opinie co do dwudziestego pierwszego rozdziału :*
sobota, 9 stycznia 2016
Rozdział 20
Rozejrzeliśmy się dookoła. Nikogo nie było w pobliżu. Paczka była mała. Mniej więcej wielkości książki. Dimitr powoli się do niej schylił i ją podniósł.
- Daj, ja ją rozpakuję. - powiedziałam, bo widziałam, że trzęsą mu się ręce.
Podał mi ja bez słowa, a ja zaczęłam rozrywać papier. W środku, tak jak myślałam, była książka. Ale nie zwykłą książka, tylko western taki jaki widziałam, w domu Dimitra w Bai. Patrzył na niego z szeroko otwartymi oczami. Bo był identyczny jak na jego półce w pokoju. Z tak samo zagiętym górnym rogiem. Dimitr spojrzał na mnie, a w jego brązowych oczach widziałam strach. Co prawda dzwonił do Bai do rodziny i wiedzą już, że nie jest strzygą, ale nie mogliśmy do nich lecieć, bo urlop mamy dopiero za dwa tygodnie. Szybko wyciągnął komórkę i zaczął dzwonić do Bai. Jednak nikt nie odbierał. Rzucił mi tylko krótki spojrzenie i pobiegł w stronę siedziby strażników. Pobiegłam za nim.
- Dimitr, spokojnie. - powiedział Hans.
- Kpisz sobie? - Dimitr tracił już panowanie. - Pod drzwiami znajduję książkę, która była w moim domu w Bai, rodzina nie odbiera telefonu, a książkę przyniósł jakiś strażnik zahipnotyzowany przez Roberta!
Sytuacja, wygląda bardzo nie ciekawie. Doru znowu kogoś zahipnotyzował, a my nadal nie wiemy jak on to robi. Dimitr był teraz wściekły. Mimo, że nie powinnam teraz o tym myśleć, ale był taki seksowny gdy się wściekał.
- Dimitr, proszę uspokój się. - podeszłam i przytuliłam go, odwzajemnił mój uścisk, ale czułam, że nadal wszystkie jego mięśnie są napięte.
- Chce tam jutro lecieć. Mogę dostać urlop? - spytał Dimitr Hansa
- Wiesz, że nie mogę na to pozwolić. W tym momencie i tak brakuje nam strażników. Po ostatnim incydencie z kartką od Roberta, każdy strażnik jest ważny. A część jest w terenie i go szuka.
Nagle ktoś wszedł do pokoju.
- Hans przydziel mu urlop. - to była Lissa
- Ale królowo...
- Nie! Powiedziałam coś, przydziel mu urlop.
-A Rose? - spytał Hans.
- A co myślałeś, że ja zostanę? Oczywiście, że z nim jadę. - zaśmiałam się.
- Rose zostajesz! - powiedział Dimitr
- Co?! - nie mogłam w to uwierzyć.
- Powiedziałem, że zostajesz. - znowu był moim mentorem ze św. Władimira
- Chyba sobie ze mnie żartujesz.
- Nie Rose, on ma rację. Nie możemy Cię narażać. Właśnie o to chodzi Robertowi, żebyś opuściła dwór.
- Nie puszczę go tam samego!
Drzwi znowu się otworzyły, a w gabinecie zaczęło się robić tłoczno. Tym razem był to Abe z Gregorym.
- Nie będzie sam. - powiedział Abe.
- I jeszcze czego? Nie puszczę Cię z nim. - Abe zmierzył mnie wzrokiem
- To nie ja z nim pojadę tylko Gregory, - spojrzał na brata.
- Musze wracać do Rosji. Więc mogę wpaść z Dimitrem do Bai. - Gregory się uśmiechnął.
- No to ustalone. - stwierdził Hans. - Zaraz załatwię samolot.
- Nie trzeba, polecą moim. - Wtrącił się Abe.
Byłam wściekła, jak oni mogą mnie wykluczyć. Nigdy w życiu nie pozwolę mu jechać samemu. Ale nawet nie mogłam dyskutować, bo wszyscy zaczęli wychodzić z gabinetu Hansa i nikt mnie nie słuchał. Gdy wracałam z Dimitrem do mieszkania nie odezwałam się do niego, chociaż na początku próbował nawiązać rozmowę, poddał się gdy zrozumiał, że nie zamierzam z nim rozmawiać.
Kłóciliśmy się już dobre pół godziny. Zaczęło się gdy Dimitr wyciągnął z szafy torbę, żeby się spakować.
- Mam! Jak możesz jechać sam? Jak możesz mnie ze sobą nie zabrać? Nie zapominaj, że mi się oświadczyłeś. Nie długo będę twoją żoną. Wtedy też będziesz mnie zostawiał w domu
- Rose! Dość! Zachowujesz się jak dziecko. To dlatego, że ci się oświadczyłem zostajesz w domu. Nie mogę cię narazić, Nie wiem, co się stało z moją rodziną. Nie mógłbym stracić na dodatek ciebie.
- Nie stracisz! Oboje wiemy, że to pułapka.
- Wiem, Roza wiem. - podszedł i mnie przytulił. - Ale nie mam wyboru.
- Daj, ja ją rozpakuję. - powiedziałam, bo widziałam, że trzęsą mu się ręce.
Podał mi ja bez słowa, a ja zaczęłam rozrywać papier. W środku, tak jak myślałam, była książka. Ale nie zwykłą książka, tylko western taki jaki widziałam, w domu Dimitra w Bai. Patrzył na niego z szeroko otwartymi oczami. Bo był identyczny jak na jego półce w pokoju. Z tak samo zagiętym górnym rogiem. Dimitr spojrzał na mnie, a w jego brązowych oczach widziałam strach. Co prawda dzwonił do Bai do rodziny i wiedzą już, że nie jest strzygą, ale nie mogliśmy do nich lecieć, bo urlop mamy dopiero za dwa tygodnie. Szybko wyciągnął komórkę i zaczął dzwonić do Bai. Jednak nikt nie odbierał. Rzucił mi tylko krótki spojrzenie i pobiegł w stronę siedziby strażników. Pobiegłam za nim.
***
- Jakim cudem Robert jest w stanie hipnotyzować ludzi na dworze?! - krzyczał Dimitr.- Dimitr, spokojnie. - powiedział Hans.
- Kpisz sobie? - Dimitr tracił już panowanie. - Pod drzwiami znajduję książkę, która była w moim domu w Bai, rodzina nie odbiera telefonu, a książkę przyniósł jakiś strażnik zahipnotyzowany przez Roberta!
Sytuacja, wygląda bardzo nie ciekawie. Doru znowu kogoś zahipnotyzował, a my nadal nie wiemy jak on to robi. Dimitr był teraz wściekły. Mimo, że nie powinnam teraz o tym myśleć, ale był taki seksowny gdy się wściekał.
- Dimitr, proszę uspokój się. - podeszłam i przytuliłam go, odwzajemnił mój uścisk, ale czułam, że nadal wszystkie jego mięśnie są napięte.
- Chce tam jutro lecieć. Mogę dostać urlop? - spytał Dimitr Hansa
- Wiesz, że nie mogę na to pozwolić. W tym momencie i tak brakuje nam strażników. Po ostatnim incydencie z kartką od Roberta, każdy strażnik jest ważny. A część jest w terenie i go szuka.
Nagle ktoś wszedł do pokoju.
- Hans przydziel mu urlop. - to była Lissa
- Ale królowo...
- Nie! Powiedziałam coś, przydziel mu urlop.
-A Rose? - spytał Hans.
- A co myślałeś, że ja zostanę? Oczywiście, że z nim jadę. - zaśmiałam się.
- Rose zostajesz! - powiedział Dimitr
- Co?! - nie mogłam w to uwierzyć.
- Powiedziałem, że zostajesz. - znowu był moim mentorem ze św. Władimira
- Chyba sobie ze mnie żartujesz.
- Nie Rose, on ma rację. Nie możemy Cię narażać. Właśnie o to chodzi Robertowi, żebyś opuściła dwór.
- Nie puszczę go tam samego!
Drzwi znowu się otworzyły, a w gabinecie zaczęło się robić tłoczno. Tym razem był to Abe z Gregorym.
- Nie będzie sam. - powiedział Abe.
- I jeszcze czego? Nie puszczę Cię z nim. - Abe zmierzył mnie wzrokiem
- To nie ja z nim pojadę tylko Gregory, - spojrzał na brata.
- Musze wracać do Rosji. Więc mogę wpaść z Dimitrem do Bai. - Gregory się uśmiechnął.
- No to ustalone. - stwierdził Hans. - Zaraz załatwię samolot.
- Nie trzeba, polecą moim. - Wtrącił się Abe.
Byłam wściekła, jak oni mogą mnie wykluczyć. Nigdy w życiu nie pozwolę mu jechać samemu. Ale nawet nie mogłam dyskutować, bo wszyscy zaczęli wychodzić z gabinetu Hansa i nikt mnie nie słuchał. Gdy wracałam z Dimitrem do mieszkania nie odezwałam się do niego, chociaż na początku próbował nawiązać rozmowę, poddał się gdy zrozumiał, że nie zamierzam z nim rozmawiać.
***
- Nie możesz być zła w nieskończoność! Po z tym nie masz o co!Kłóciliśmy się już dobre pół godziny. Zaczęło się gdy Dimitr wyciągnął z szafy torbę, żeby się spakować.
- Mam! Jak możesz jechać sam? Jak możesz mnie ze sobą nie zabrać? Nie zapominaj, że mi się oświadczyłeś. Nie długo będę twoją żoną. Wtedy też będziesz mnie zostawiał w domu
- Rose! Dość! Zachowujesz się jak dziecko. To dlatego, że ci się oświadczyłem zostajesz w domu. Nie mogę cię narazić, Nie wiem, co się stało z moją rodziną. Nie mógłbym stracić na dodatek ciebie.
- Nie stracisz! Oboje wiemy, że to pułapka.
- Wiem, Roza wiem. - podszedł i mnie przytulił. - Ale nie mam wyboru.
-----------------------------------------------------------------------------------------
Wybaczcie, że rozdziału wczoraj nie było, ale miałam małe problemy z weną. Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Co o nim sądzicie?
czwartek, 7 stycznia 2016
środa, 6 stycznia 2016
Rozdział 19
Abe wstał powoli, a za nim od razu Janine. Czułam jak każdy mięsień Dimitra, napinał się, gdy trzymał mnie za rękę.
- Bielikov. - zaczął mój ojciec z tym swoim uśmiechem, który nie oznaczał nic dobrego. - Pamiętasz, że mieliśmy iść na polowanie? I jeszcze jesteśmy umówieni z Gregorym na wódkę? Co powiesz na jutro? Pojedziemy sobie gdzieś na polowanie, co ty na to?
Matka patrzyła na ojca, jakby właśnie oświadczył jej, że jest Marsjaninem. Chyba myślała, tak samo jak ja, że Abe zacznie się drzeć. Ale coś mi się tu nie podobało... Abe był zbyt miły.
- Oczywiście panie Mazur. - powiedział mój przyszły mąż uśmiechając się niewinnie.
- Ode mnie macie błogosławieństwo. - powiedziała Janine i podeszła nas przytulić.
Mimo, że byłam zła na matkę. To zrozumiałam, że nie mam powodu. Kiedyś była inna, oschła i nieprzyjemna. Ale teraz starała się to naprawić. Może to dziecko, wcale nie było zamierzone? Ale moment, jakim cudem ukrywała z ojcem to, że do siebie wrócili? Moi rodzice są zadziwiający.
- Dziękuję mamo. - powiedziałam, gdy mnie przytulała.
- Dziękuję pani Hathaway. - powiedziała Dimitr, a gdy moja mama go przytuliła przez sekundę był zdezorientowany, ale odwzajemnił uścisk.
- Och Dimitr, daj sobie spokój z tym. Możesz mówić mi "mamo".
I w tym momencie wszyscy spojrzeli na moją matkę jak na wariatkę. Bo mimo, że Janine Hathaway się zmieniła, nikt nie spodziewałby się, że tak bardzo.
Po chwili podszedł do nas wuj Gregory.
- Rose, widzę Cię drugi raz w życiu, za pierwszym razem jak się urodziłaś, a teraz gdy mój przyjaciel Ci się oświadcza. - zaśmiał się i mnie przytulił, a Dimitra poklepał po plecach.
Następna była Lissa z Christianem. Rzuciła nam się na szyję i zaczęła płakać. Cała Lissa...
- To takie cudowne Rose. Wszystko Ci zaplanuję, nie martw się. - teraz to ja się śmiałam, dopiero Dimitr mi się oświadczył, a Lissa już ma wszystko zaplanowane.
- No Bielikov, nie wiem czy współczuć czy gratulować. - powiedział Christian i puścił do nas oczko.
- Jak się oświadczysz Lisse, to jej będziemy mogli tylko współczuć. - odgryzłam mu się.
- Czy wy chociaż raz w życiu możecie być dorośli? - spytali w tym samym czasie Lissa i Dimitr, a wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
Po nich podeszła do nas Jill z Adrianem i oboje trzymali się za ręce! Dobra, to ja już nic nie rozumiem, parę dni temu on mówi, że mnie kocha, a teraz z Jill za rączkę idzie? Jego sprawa, ja już w to chyba nie wnikam.
- Szczęścia. - tylko tyle wydusiła z siebie Jill i też nas przytuliła.
Czas na Adriana. Boję się co powie. Co prawda pijemy tylko wino, ale jemu wiele nie potrzeba. Chociaż jak na niego patrzę to jeszcze się nie chwieje...
- No cóż Bielkov, dbaj o nią. - powiedział i tak samo jak Gregory, mnie przytulił, Dimitra poklepał.
No cóż to było bardzo dojrzałe. Nawet jak na Adriana. Stanął na wysokości zadania. Ale coś mi się zdaje, że to tylko pozory, żeby dobrze wypaść przed Jill...
Następne kilka godzin spędziliśmy na śmianiu się i piciu rosyjskiej wódki, Gregory zawołał kogoś żeby mu ją przyniósł. Oczywiście piłam tylko ja, Dimitr, Gregory, Abe i Christian. Moja matka nie mogła pić, nie dostała nawet kieliszka z winem, bo jest w ciąży, ale i tak by nie piła, bo nie lubi wódki. Lissa natomiast patrzyła na nas z lekkim zdegustowaniem, mogła pić winno ale nie wódkę, uważała, że to nieodpowiednie... A Jill jest nie pełnoletnia, a i tak Lissa by jej nie pozwoliła.
Gdy impreza się skończyła, rozeszliśmy się lekko chwiejnym krokiem do swoich pokoi. Przed drzwiami naszego mieszkania leżała paczka......
- Bielikov. - zaczął mój ojciec z tym swoim uśmiechem, który nie oznaczał nic dobrego. - Pamiętasz, że mieliśmy iść na polowanie? I jeszcze jesteśmy umówieni z Gregorym na wódkę? Co powiesz na jutro? Pojedziemy sobie gdzieś na polowanie, co ty na to?
Matka patrzyła na ojca, jakby właśnie oświadczył jej, że jest Marsjaninem. Chyba myślała, tak samo jak ja, że Abe zacznie się drzeć. Ale coś mi się tu nie podobało... Abe był zbyt miły.
- Oczywiście panie Mazur. - powiedział mój przyszły mąż uśmiechając się niewinnie.
- Ode mnie macie błogosławieństwo. - powiedziała Janine i podeszła nas przytulić.
Mimo, że byłam zła na matkę. To zrozumiałam, że nie mam powodu. Kiedyś była inna, oschła i nieprzyjemna. Ale teraz starała się to naprawić. Może to dziecko, wcale nie było zamierzone? Ale moment, jakim cudem ukrywała z ojcem to, że do siebie wrócili? Moi rodzice są zadziwiający.
- Dziękuję mamo. - powiedziałam, gdy mnie przytulała.
- Dziękuję pani Hathaway. - powiedziała Dimitr, a gdy moja mama go przytuliła przez sekundę był zdezorientowany, ale odwzajemnił uścisk.
- Och Dimitr, daj sobie spokój z tym. Możesz mówić mi "mamo".
I w tym momencie wszyscy spojrzeli na moją matkę jak na wariatkę. Bo mimo, że Janine Hathaway się zmieniła, nikt nie spodziewałby się, że tak bardzo.
Po chwili podszedł do nas wuj Gregory.
- Rose, widzę Cię drugi raz w życiu, za pierwszym razem jak się urodziłaś, a teraz gdy mój przyjaciel Ci się oświadcza. - zaśmiał się i mnie przytulił, a Dimitra poklepał po plecach.
Następna była Lissa z Christianem. Rzuciła nam się na szyję i zaczęła płakać. Cała Lissa...
- To takie cudowne Rose. Wszystko Ci zaplanuję, nie martw się. - teraz to ja się śmiałam, dopiero Dimitr mi się oświadczył, a Lissa już ma wszystko zaplanowane.
- No Bielikov, nie wiem czy współczuć czy gratulować. - powiedział Christian i puścił do nas oczko.
- Jak się oświadczysz Lisse, to jej będziemy mogli tylko współczuć. - odgryzłam mu się.
- Czy wy chociaż raz w życiu możecie być dorośli? - spytali w tym samym czasie Lissa i Dimitr, a wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
Po nich podeszła do nas Jill z Adrianem i oboje trzymali się za ręce! Dobra, to ja już nic nie rozumiem, parę dni temu on mówi, że mnie kocha, a teraz z Jill za rączkę idzie? Jego sprawa, ja już w to chyba nie wnikam.
- Szczęścia. - tylko tyle wydusiła z siebie Jill i też nas przytuliła.
Czas na Adriana. Boję się co powie. Co prawda pijemy tylko wino, ale jemu wiele nie potrzeba. Chociaż jak na niego patrzę to jeszcze się nie chwieje...
- No cóż Bielkov, dbaj o nią. - powiedział i tak samo jak Gregory, mnie przytulił, Dimitra poklepał.
No cóż to było bardzo dojrzałe. Nawet jak na Adriana. Stanął na wysokości zadania. Ale coś mi się zdaje, że to tylko pozory, żeby dobrze wypaść przed Jill...
Następne kilka godzin spędziliśmy na śmianiu się i piciu rosyjskiej wódki, Gregory zawołał kogoś żeby mu ją przyniósł. Oczywiście piłam tylko ja, Dimitr, Gregory, Abe i Christian. Moja matka nie mogła pić, nie dostała nawet kieliszka z winem, bo jest w ciąży, ale i tak by nie piła, bo nie lubi wódki. Lissa natomiast patrzyła na nas z lekkim zdegustowaniem, mogła pić winno ale nie wódkę, uważała, że to nieodpowiednie... A Jill jest nie pełnoletnia, a i tak Lissa by jej nie pozwoliła.
Gdy impreza się skończyła, rozeszliśmy się lekko chwiejnym krokiem do swoich pokoi. Przed drzwiami naszego mieszkania leżała paczka......
-----------------------------------------------------------------------------------------------
Wybaczcie, że tak późno. Dzisiaj posta miało nie być, ale nie mogłam Was zawieść :) Powiedzcie co sądzicie o tym rozdziale.
wtorek, 5 stycznia 2016
Rozdział 18
Wszyscy spojrzeliśmy na niego z zaciekawieniem.
- Dobrze, skoro już mam waszą uwagę to.. - przerwał i odstawił kieliszek. - Mam coś ważnego do ogłoszenia. - gdy to powiedział wyjął z marynarki małe czarne pudełeczko.
Czy Dimitr mi się oświadczy? Zaczęłam się zastanawiać. Widziałam jak wszyscy zgromadzeni patrzą na mnie i Dimitra. Najbardziej zabawna była mina mojego ojca. Wyglądał jakby zaraz miał zastrzelić Dimtra.
- Dziś jest wyjątkowy dzień. - mówił dalej mój ukochany. - Nie tylko dlatego, że są moje urodziny, ale dlatego, że chcę aby ten dzień był wyjątkowy, dla kogoś w tej sali. - spojrzał na mnie, po czym podszedł i uklęknął przede mną.
Już nic się nie liczyło. Byłam tylko ja i on. Gdy klęknął, przypomniało mi się, jak jeszcze w szkole, bandażował mi ręce, klęcząc przede mną. Wszystkie wspomnienia powróciły. Każdy nasz wspólny moment przeżywałam teraz od nowa. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Te oczy, które patrzyły na mnie, jak na cały swój świat. Te włosy, tak miękkie. I to ciało.. Oh, to boskie ciało, które nosiło mnie na rękach. Te dłonie, które potrafiły zabić, a w stosunku do mnie były delikatne.
- Roza. W tym dniu, gdy każda ważna dla Nas osoba, znajduje się na tej sali, chciałbym coś Ci powiedzieć. W momencie, gdy Cię pierwszy raz ujrzałem, byłaś gotowa oddać, życie za Lissę, nie bałaś się nikogo, nie bałaś się mnie. Bo miałaś swój cel. Podczas wspólnych treningów, podziwiałem jak świetnie sobie radzisz, jaka jesteś zdolna i zdeterminowana, ponieważ miałaś swój cel. Oboje wiemy, że czuliśmy coś do siebie, już na długo przed zajściem z naszyjnikiem. Gdy Wiktor porwał Lissę, przeżywałaś to co ona i mimo, że chciałem, żebyś przerwała, bo raniło Cię, ty się nie zgodziłaś, bo miałaś swój cel. Tego dnia gdy zamieniono mnie w strzygę... - tutaj przerwał, jakby znowu przeżywał ten dzień. - Wyznaczyłaś sobie jako cel, zabicie mnie. Bo wiedziałaś, że nigdy nie chciałbym być strzygą. Gdyby nie to, że Ci się nie udało nie było by mnie tu. Rosemarie Hathaway, kocham Cię i to już od bardzo dawna, każdego dnia, gdy mogę podziwiać jaka jesteś silna i gdy mogę dzielić ten dzień z tobą, nie istnieje dla mnie nic lepszego. Twój uśmiech i twój śmiech, sprawiają, że sam się uśmiecham. Tak jak za każdy razem, miałaś w życiu jakiś cel, chciałbym, abym od teraz to ja był tym celem w twoim życiu. Wiem, że proszę o dużo i wiem, że może być ciężko, ale... Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - gdy wymawiał ostatnie zdanie, otworzył pudełeczko.
Patrzyłam na pierścionek, a łzy spływały i na policzek. Nie byłam w stanie nic z siebie wydusić. W czarnym pudełeczku schowany był piękny pierścionek zaręczynowy. Cały był z białego złota wysadzany małymi diamentami i pięknym tanzenitem, Diamenty i tanzenit tworzyły swego rodzaju oko. Diamenty były na zewnątrz, a tanzenit w środku. Pierścionek był piękny, I na pewno musiał go wiele kosztować.
Widziałam, jak patrzył na mnie, gdy podziwiałam pierścionek i jak niecierpliwie czekał na odpowiedź. Jeszcze raz przypomniałam sobie wszystkie wspólne momenty i wybrałam jedyną rzecz, którą mogłam powiedzieć.
- Tak. Tak Dimitrze Bielikov. Zostanę twoją żoną. - wypowiadałam, każde słowo powoli, ciesząc się jego brzmieniem i znaczeniem jakie miało dla nas obojga.
Dimitr, aż podskoczył, gdy usłyszał moją odpowiedź. Nim założył mi pierścionek, powiedział, żebym spojrzała do środka. Zaczęłam się śmiać, bo w środku było napisane " Dla Rozy od Dimitra. Na zawsze razem.", a także wyryta była data, jego urodzin czyli naszych zaręczyn. Tak jakbyśmy oboje myśleli o tym samym. . Pierścionek wyglądał rewelacyjnie na moich szczupłych palcach.
Gdy był już na moim palcu, rzuciłam się Dimirowi na szyję. Przytulił mnie do siebie. Czułam się tak, jakbym tylko w jego ramionach mogła być bezpieczna. Po dość długiej chwili Dimitr mnie puścił i odwrócił się do moich rodziców.
- Panie Mazur, Pani Hathaway, chciałbym prosić Państwa o błogosławieństwo?
No i się zaczęło... Widziałam, że moi rodzice odstawią jakąś szopkę...
- Dobrze, skoro już mam waszą uwagę to.. - przerwał i odstawił kieliszek. - Mam coś ważnego do ogłoszenia. - gdy to powiedział wyjął z marynarki małe czarne pudełeczko.
Czy Dimitr mi się oświadczy? Zaczęłam się zastanawiać. Widziałam jak wszyscy zgromadzeni patrzą na mnie i Dimitra. Najbardziej zabawna była mina mojego ojca. Wyglądał jakby zaraz miał zastrzelić Dimtra.
- Dziś jest wyjątkowy dzień. - mówił dalej mój ukochany. - Nie tylko dlatego, że są moje urodziny, ale dlatego, że chcę aby ten dzień był wyjątkowy, dla kogoś w tej sali. - spojrzał na mnie, po czym podszedł i uklęknął przede mną.
Już nic się nie liczyło. Byłam tylko ja i on. Gdy klęknął, przypomniało mi się, jak jeszcze w szkole, bandażował mi ręce, klęcząc przede mną. Wszystkie wspomnienia powróciły. Każdy nasz wspólny moment przeżywałam teraz od nowa. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Te oczy, które patrzyły na mnie, jak na cały swój świat. Te włosy, tak miękkie. I to ciało.. Oh, to boskie ciało, które nosiło mnie na rękach. Te dłonie, które potrafiły zabić, a w stosunku do mnie były delikatne.
- Roza. W tym dniu, gdy każda ważna dla Nas osoba, znajduje się na tej sali, chciałbym coś Ci powiedzieć. W momencie, gdy Cię pierwszy raz ujrzałem, byłaś gotowa oddać, życie za Lissę, nie bałaś się nikogo, nie bałaś się mnie. Bo miałaś swój cel. Podczas wspólnych treningów, podziwiałem jak świetnie sobie radzisz, jaka jesteś zdolna i zdeterminowana, ponieważ miałaś swój cel. Oboje wiemy, że czuliśmy coś do siebie, już na długo przed zajściem z naszyjnikiem. Gdy Wiktor porwał Lissę, przeżywałaś to co ona i mimo, że chciałem, żebyś przerwała, bo raniło Cię, ty się nie zgodziłaś, bo miałaś swój cel. Tego dnia gdy zamieniono mnie w strzygę... - tutaj przerwał, jakby znowu przeżywał ten dzień. - Wyznaczyłaś sobie jako cel, zabicie mnie. Bo wiedziałaś, że nigdy nie chciałbym być strzygą. Gdyby nie to, że Ci się nie udało nie było by mnie tu. Rosemarie Hathaway, kocham Cię i to już od bardzo dawna, każdego dnia, gdy mogę podziwiać jaka jesteś silna i gdy mogę dzielić ten dzień z tobą, nie istnieje dla mnie nic lepszego. Twój uśmiech i twój śmiech, sprawiają, że sam się uśmiecham. Tak jak za każdy razem, miałaś w życiu jakiś cel, chciałbym, abym od teraz to ja był tym celem w twoim życiu. Wiem, że proszę o dużo i wiem, że może być ciężko, ale... Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - gdy wymawiał ostatnie zdanie, otworzył pudełeczko.
Patrzyłam na pierścionek, a łzy spływały i na policzek. Nie byłam w stanie nic z siebie wydusić. W czarnym pudełeczku schowany był piękny pierścionek zaręczynowy. Cały był z białego złota wysadzany małymi diamentami i pięknym tanzenitem, Diamenty i tanzenit tworzyły swego rodzaju oko. Diamenty były na zewnątrz, a tanzenit w środku. Pierścionek był piękny, I na pewno musiał go wiele kosztować.
Widziałam, jak patrzył na mnie, gdy podziwiałam pierścionek i jak niecierpliwie czekał na odpowiedź. Jeszcze raz przypomniałam sobie wszystkie wspólne momenty i wybrałam jedyną rzecz, którą mogłam powiedzieć.
- Tak. Tak Dimitrze Bielikov. Zostanę twoją żoną. - wypowiadałam, każde słowo powoli, ciesząc się jego brzmieniem i znaczeniem jakie miało dla nas obojga.
Dimitr, aż podskoczył, gdy usłyszał moją odpowiedź. Nim założył mi pierścionek, powiedział, żebym spojrzała do środka. Zaczęłam się śmiać, bo w środku było napisane " Dla Rozy od Dimitra. Na zawsze razem.", a także wyryta była data, jego urodzin czyli naszych zaręczyn. Tak jakbyśmy oboje myśleli o tym samym. . Pierścionek wyglądał rewelacyjnie na moich szczupłych palcach.
Gdy był już na moim palcu, rzuciłam się Dimirowi na szyję. Przytulił mnie do siebie. Czułam się tak, jakbym tylko w jego ramionach mogła być bezpieczna. Po dość długiej chwili Dimitr mnie puścił i odwrócił się do moich rodziców.
- Panie Mazur, Pani Hathaway, chciałbym prosić Państwa o błogosławieństwo?
No i się zaczęło... Widziałam, że moi rodzice odstawią jakąś szopkę...
piątek, 1 stycznia 2016
Rozdział 17 - część 2
Dimitr:
Rose pewnie jest już gotowa, nie będę kazał jej czekać. Myśli, że mnie nabrała. Nie umie kłamać, a przynajmniej nie potrafi mnie okłamać. Cieszę się, że chce zrobić mi niespodziankę, ale na prawdę to nie jest potrzebne. Wystarczyłyby zwykłe życzenia, ale to jest Rose. Moja Roza... Nagle usłyszałem pukanie do drzwi.
- Kochanie jeśli się nie pośpieszysz Lissa będzie na nas zła. - krzyczała do mnie Rose
- Daj mi pięć minut. - powiedziałem do niej.
Dziś będzie idealnie. To właśnie dzisiaj wybrałem na dzień niespodzianki dla Rozy.
Rose:
Schowałam prezent dla Dimitra, w czarnej torebce, dopasowanej do sukienki. Wyglądało to troszeczkę śmiesznie, bo prezent ledwo się zmieścił. Dimitr powiedział, że jeszcze pięć minut, szkoda tylko, że to było dziesięć minut temu. Boże.. Co on robił tak długo w tej łazience? Gdy tylko o tym pomyślałam drzwi od łazienki się otworzyły. Do salonu wszedł Dimitr.... Wyglądał.... Po prostu BOSKO. Nawet lepiej niż bosko.... W tym idealnie skrojonym czarnym garniturze i białej koszuli, mimo że klasycznie, wyglądał świetnie.
- Wow... - tylko tle udało mi się wydusić.
- Idziemy? - spytał z powalającym uśmiechem od którego miękły mi kolana.
- Tak. - odpowiedziałam, a on podał mi swoje ramię.
Gdy wyszliśmy z domu była 20. Nie wiem jakim cudem, tak długo nam się zeszło. Nawet nie zauważyłam kiedy minęły te trzy godziny. Szliśmy powoli w ciszy. Dimitr co jakiś czas zerkał na mnie uśmiechając się. Na dworze było już ciemno.
- Dziwne, że nie ma tu żadnej żywej duszy. - przerwał ciszę Dimitr, gdy wchodziliśmy po schodach, prowadzących do głównego wejścia.
- Może jeszcze śpią? - zaśmiałam się.
- Strażnicy? - spytał mój ukochany, również się śmiejąc
Przed drzwiami przywitał nas młody moroj, który nam je otworzył. W środku, tak samo jak na zewnątrz było pusto i cicho.
- Jesteś pewna, że wszystko jest w porządku? - spytał Dimitr, lekko przejęty.
- Tak. - odpowiedziałam i zaczęłam iść w stronę pierwszych drzwi na lewo, do sali konferencyjnej.
Przy drzwiach stał kolejny moroj, który również nam je otworzył. Weszłam pierwsza, a Dimitr zaraz za mną. W sali było ciemno, ale gdy weszliśmy nagle zapaliło się światło, a wszyscy w pokoju krzyknęli "Wszystkiego Najlepszego!". Od razu spojrzałam na DImitra, który patrzył lekko zdezorientowany na wszystkich zgromadzonych w sali. Lissa bardzo się postarała. Sala była ozdobiona, balonami, zdjęciami, naszymi zdjęciami i wstęgami, a wszystko było srebrno- brązowe. Podeszłam bliżej do mojego chłopaka i założyłam ręce na jego szyi.
- Wszystkiego Najlepszego skarbie. - powiedziałam i pocałowałam go, a wszyscy zaczęli bić nam brawa.
Dopiero teraz zwróciłam uwagę kto jest w sali. Byli tam wszyscy, dosłownie. Nawet moja matka, nie sądziłam, że Lissa ją zaprosi. Chociaż, to było oczywiste. Moja matka stała obok Abe'a z tyłu, a z nimi wuj Gregory. Na przodzie stała Lissa razem z Christianem i Adrianem, który uśmiechał się do nas radośnie. Dalej był Hans, Eddie, Sonia Karp, Michaił, Jill, Mia. Za nimi stali nie tylko strażnicy, ale również moroje. Przez następną godzinę Dimitr przyjmował, życzenia od wszystkich w sali. Jednak na samym przyjęciu została tylko Lissa, Christian, Adrian, Jill, moi rodzice i Gregory. Reszta musiała wracać do swoich obowiązków. Żałowałam, że Eddie musiał już iść bo dawno go nie widziałam, ale obiecał mi, że postara się do mnie wpaść niedługo. Gdy wszyscy już poszli, przeszliśmy do wręczania Dimitrowi prezentów. Od Lissy i Christiana dostał nowy krawat, od Adriana i Jill, co mnie szczerze zaskoczyło, jakiś nowy western, a od moich rodziców i wuja prochowiec. Na koniec przyszedł czas na prezent ode mnie. Wyjęłam z torebki pudełko i podałam je Dimitrowi. Otwierał je powoli, bo nie chciał zniszczyć wstążek, jak zwykle dbał o drobiazgi. Gdy wyjął prezent otworzył szeroko oczy. Podarowałam mu złoty zegarek.
- Ja... ja dziękuję. - wydusił wreszcie i pocałował mnie.
- Spójrz na grawer w środku.
Obrócił zegarek i przyjrzał się grawerowi, "Dla Dimitra od Rozy. Na zawsze razem.". Widziałam jak po policzku spływa mu łza. Ale szybko ją wytarł, żeby nikt inny jej nie zobaczył i porozumiewawczo do mnie mrugnął.
Wszyscy usiedliśmy przy długim stole który był bogato zastawiony. Następne parę godzin spędziliśmy na śmianiu się i dobrej zabawie, W pewnym momencie Dimitr wstał i zastukał w kieliszek z szampanem.
- Czy mógłbym prosić o uwagę?
Rose pewnie jest już gotowa, nie będę kazał jej czekać. Myśli, że mnie nabrała. Nie umie kłamać, a przynajmniej nie potrafi mnie okłamać. Cieszę się, że chce zrobić mi niespodziankę, ale na prawdę to nie jest potrzebne. Wystarczyłyby zwykłe życzenia, ale to jest Rose. Moja Roza... Nagle usłyszałem pukanie do drzwi.
- Kochanie jeśli się nie pośpieszysz Lissa będzie na nas zła. - krzyczała do mnie Rose
- Daj mi pięć minut. - powiedziałem do niej.
Dziś będzie idealnie. To właśnie dzisiaj wybrałem na dzień niespodzianki dla Rozy.
Rose:
Schowałam prezent dla Dimitra, w czarnej torebce, dopasowanej do sukienki. Wyglądało to troszeczkę śmiesznie, bo prezent ledwo się zmieścił. Dimitr powiedział, że jeszcze pięć minut, szkoda tylko, że to było dziesięć minut temu. Boże.. Co on robił tak długo w tej łazience? Gdy tylko o tym pomyślałam drzwi od łazienki się otworzyły. Do salonu wszedł Dimitr.... Wyglądał.... Po prostu BOSKO. Nawet lepiej niż bosko.... W tym idealnie skrojonym czarnym garniturze i białej koszuli, mimo że klasycznie, wyglądał świetnie.
- Wow... - tylko tle udało mi się wydusić.
- Idziemy? - spytał z powalającym uśmiechem od którego miękły mi kolana.
- Tak. - odpowiedziałam, a on podał mi swoje ramię.
Gdy wyszliśmy z domu była 20. Nie wiem jakim cudem, tak długo nam się zeszło. Nawet nie zauważyłam kiedy minęły te trzy godziny. Szliśmy powoli w ciszy. Dimitr co jakiś czas zerkał na mnie uśmiechając się. Na dworze było już ciemno.
- Dziwne, że nie ma tu żadnej żywej duszy. - przerwał ciszę Dimitr, gdy wchodziliśmy po schodach, prowadzących do głównego wejścia.
- Może jeszcze śpią? - zaśmiałam się.
- Strażnicy? - spytał mój ukochany, również się śmiejąc
Przed drzwiami przywitał nas młody moroj, który nam je otworzył. W środku, tak samo jak na zewnątrz było pusto i cicho.
- Jesteś pewna, że wszystko jest w porządku? - spytał Dimitr, lekko przejęty.
- Tak. - odpowiedziałam i zaczęłam iść w stronę pierwszych drzwi na lewo, do sali konferencyjnej.
Przy drzwiach stał kolejny moroj, który również nam je otworzył. Weszłam pierwsza, a Dimitr zaraz za mną. W sali było ciemno, ale gdy weszliśmy nagle zapaliło się światło, a wszyscy w pokoju krzyknęli "Wszystkiego Najlepszego!". Od razu spojrzałam na DImitra, który patrzył lekko zdezorientowany na wszystkich zgromadzonych w sali. Lissa bardzo się postarała. Sala była ozdobiona, balonami, zdjęciami, naszymi zdjęciami i wstęgami, a wszystko było srebrno- brązowe. Podeszłam bliżej do mojego chłopaka i założyłam ręce na jego szyi.
- Wszystkiego Najlepszego skarbie. - powiedziałam i pocałowałam go, a wszyscy zaczęli bić nam brawa.
Dopiero teraz zwróciłam uwagę kto jest w sali. Byli tam wszyscy, dosłownie. Nawet moja matka, nie sądziłam, że Lissa ją zaprosi. Chociaż, to było oczywiste. Moja matka stała obok Abe'a z tyłu, a z nimi wuj Gregory. Na przodzie stała Lissa razem z Christianem i Adrianem, który uśmiechał się do nas radośnie. Dalej był Hans, Eddie, Sonia Karp, Michaił, Jill, Mia. Za nimi stali nie tylko strażnicy, ale również moroje. Przez następną godzinę Dimitr przyjmował, życzenia od wszystkich w sali. Jednak na samym przyjęciu została tylko Lissa, Christian, Adrian, Jill, moi rodzice i Gregory. Reszta musiała wracać do swoich obowiązków. Żałowałam, że Eddie musiał już iść bo dawno go nie widziałam, ale obiecał mi, że postara się do mnie wpaść niedługo. Gdy wszyscy już poszli, przeszliśmy do wręczania Dimitrowi prezentów. Od Lissy i Christiana dostał nowy krawat, od Adriana i Jill, co mnie szczerze zaskoczyło, jakiś nowy western, a od moich rodziców i wuja prochowiec. Na koniec przyszedł czas na prezent ode mnie. Wyjęłam z torebki pudełko i podałam je Dimitrowi. Otwierał je powoli, bo nie chciał zniszczyć wstążek, jak zwykle dbał o drobiazgi. Gdy wyjął prezent otworzył szeroko oczy. Podarowałam mu złoty zegarek.
- Ja... ja dziękuję. - wydusił wreszcie i pocałował mnie.
- Spójrz na grawer w środku.
Obrócił zegarek i przyjrzał się grawerowi, "Dla Dimitra od Rozy. Na zawsze razem.". Widziałam jak po policzku spływa mu łza. Ale szybko ją wytarł, żeby nikt inny jej nie zobaczył i porozumiewawczo do mnie mrugnął.
Wszyscy usiedliśmy przy długim stole który był bogato zastawiony. Następne parę godzin spędziliśmy na śmianiu się i dobrej zabawie, W pewnym momencie Dimitr wstał i zastukał w kieliszek z szampanem.
- Czy mógłbym prosić o uwagę?
-------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak podoba Wam się druga część siedemnastego rozdziału?
Subskrybuj:
Posty (Atom)