czwartek, 31 grudnia 2015

Rozdział 17 - część 1

- Proszę cię, na prawdę tutaj nie ma o czym rozmawiać...
- Jest! Roza, czemu jesteś taka uparta? - westchnął Dimitr po czym przysunął się bliżej mnie na łóżku. - Dlaczego nie powiedziałaś mi, że chcesz mieć dzieci? Przecież ja.... Mógłbym się zgodzić, żebyś no wiesz... Z morojem...
- Dimitr, nigdy w życiu nie zrobiłabym tego z nikim innym...  A co do dzieci, to nie chcę. Przynajmniej nie teraz i nie najbliższe parę lat. No i dlatego, że nie możemy... Nie chciałam żebyś się martwi. - powiedziałam i schowałam głowę w dłoniach.
Mój ukochany wziął moje dłonie i delikatnie je rozsunął żeby móc patrzeć mi w oczy.
- To dlaczego jesteś zła, że twoja matka będzie miała drugie dziecko?
Nie dawał za wygraną, a ja nie wiedziałam jak mam mu to wytłumaczyć. 
- Bo kiedyś chciałabym mieć dzieci...
- A nie zrobiłabyś wtedy tego samego, co twoja matka? Byłabyś w stanie porzucić służbę i ochronę Lissy dla dziecka? 
I w tym momencie, poddałam się. Nie miałam już żadnych argumentów, a Dimitr miał rację. Nie wiem, co bym zrobiła w takiej sytuacji. 
- Nie wiem. - odpowiedziałam i przytuliłam się do niego.
Objął mnie i zaczął bawić się, kosmykami moich włosów.
- Zaakceptujesz fakt, że twoja matka jest w ciąży?
- Nie wiem. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Chwilę po naszej rozmowie Dimitr zasnął, ale ja jakoś nie mogłam Tego wszystkiego było po prostu za dużo, matka, Adrian, urodziny Dimitr, Robert. Czemu to wszystko dzieje się w tym samym czasie? Ale nie mogę o tym teraz myśleć, jutro są urodziny mojego ukochanego i powinnam się skupić tylko i wyłącznie na tym. 
   
    Nie spałam zbyt długo, bo zasnęłam o 9, a wstałam o 15, żeby móc wszystko przygotować. Nim wstanie Dimitr, powinnam ze wszystkim zdążyć. Wskoczyłam pod prysznic i szybko się umyłam. Z okazji jego urodzin postanowiłam założyć coś innego. Ubrałam sukienkę do połowy uda, przylegającą do ciała z wyciętym dekoltem i plecami w kolorze czerni. Po czym po cichu poszłam do fryzjera. To miałąbyć dla wszystkich niespodzianka bo nawet Lissa nie wie, że do niego idę. Moje włosy sięgają mi już 3/4 długości pleców, skrócę je o 1/4 i wycieniuję. Gdy już skończyłam u fryzjera wróciłam do mieszkania. O dziwo Dimitr dalej spał, ale to dobrze bo była dopiero 16:30. Czyli zostało mi 45 minut. Znowu poszłam do łazienki, tym razem, żeby zrobić makijaż, a następnie wzięłam się za śniadanie. Dimitr bardzo lubi jajecznice. Zrobiłam ją i kawę i poszłam obudzić mojego chłopaka. Gdy weszłam do pokoju już nie spał. Stanęłam w drzwiach, a jemu odpadła szczęka. Patrzył na mnie swymi pięknym brązowymi oczami z podziwem.
- Dzień dobry. - powiedziałam i pocałowałam go.
- Oooo, a z jakiej to okazji? - spytał z nadzieją w głosie
- A tak bez okazji, jesteśmy dzisiaj umówieni z Lissą i Christianem na obiad w pałacu. - powiedziałam.
- Coś się stało? - był wyraźnie zdziwiony moją odpowiedzią.
- Nie, spokojnie, tylko Lissa powiedziała, że dawno razem nie jedliśmy i wczoraj, gdy u niej byłam to nas zaprosiła, a ja wczoraj zapomniałam o tym wspomnieć. 
- Aha... No dobrze. - powiedział, uśmiechając się.
Gdy wszedł do kuchni od razu podszedł do stołu na którym był talerz z jajecznicą. Po śniadaniu odesłałam go żeby się przyszykował, a sama zajęłam się swoimi paznokciami. Wyglądały okropnie, na prawdę muszę o nie zadbać. O tyle dobrze, że Dimitr chyba nic nie podejrzewa i myśli, że wszyscy o nim zapomnieli, albo tylko udaje... 

-------------------------------------------------------------------------------------

Wybaczcie, że dzisiejszy rozdział jest taki krótki, ale obiecuję, że jutro wstawię dalszy ciąg.  
Jutro mija dokładnie miesiąc od kiedy prowadzę bloga. Dziękuję Wam bardzo, że jesteście ze mną i mam nadzieję, że zostaniecie jak najdłużej. Szczęśliwego Nowego Roku kochani <3!

środa, 30 grudnia 2015

Rozdział 16

- Co ja miałam im niby powiedzieć?! Że się cieszę? Szczerze? Wcale się nie cieszę... Matka na pewno nie zrezygnuje ze służby i odda je pod opiekę jakiejś rodzinie. Żadne dziecko nie powinno tego doświadczyć, matka nie powinna oddać dziecka bo praca jest ważniejsza...
- Rose? Ale przecież, gdyby Janine cię nie oddała, nie była byś teraz tym kim jesteś!
- Wiem, ale.... - zabrakło mi argumentów, więc odwróciłam się do niego plecami.
- Czemu nie możesz zaakceptować faktu, że twoja matka jest w ciąży?
- BO JA NIGDY NIE BĘDĘ! - wykrzyczałam i postanowiłam wyjść na spacer.
  Gdy wychodziłam Dimitr siedział na łóżku i nic nie mówił. Nie spytał nawet gdzie idę, tylko patrzył. To co powiedziałam musiało go zaboleć, tak samo jak mnie. Wiem, że to nie jego wina, ani też nie moja, ale chciałabym mieć dzieci. Rozmawiałam z nim na ten temat tylko parę razy. Żadne z nas nie lubiło go poruszać, bo był tematem bez wyjścia. Nigdy nie zgodziłabym się, by ojcem dziecka był kto inny niż mój ukochany.
  Poszłam do parku i usiadłam na ławce, która znajdowała się w najdalszej jego części. Po chwili zobaczyłam jak w moją stronę idzie jakaś postać. Pomyślałam, że to może Dimitr mnie szuka, ale to nie był on tylko Adrian! Tylko jego mi teraz brakowało.
- Co chcesz? - warknęłam, gdy podszedł i usiadł obok mnie.
- Kłótnia w raju? - spytał, wyraźnie ubawiony.
- Nie twoja sprawa, wynoś się.
Marzyłam w tym momencie, tylko o tym, żeby rzucić nim o najbliższe drzewo, które było przed nami.
- Uspokój się little dhampir. Widzę po twojej aurze, że na prawdę nie masz humoru, ale nie przyszedłem się kłócić.
- Jasne... Dobroduszny Adrian, postanowił pomóc biednej dziewczynie. Daj sobie spokój.
- Rose! Na prawdę nie mam ochoty się z tobą kłócić! Powiesz, o co jestem na mnie wściekła?
- Jeszcze się pytasz? Jesteś tak głupi czy tylko udajesz? Powiedziałeś Dimitrowi, że cię kocham! To nie jest wystarczający powód, żebym teraz miała ochotę ci przywalić?
- Aaaa to o to się wkurzyłaś. - zaczął się śmiać. - A co nie powiedziałem prawdy? Sądzisz, że twoja aura nie zmienia się, gdy mnie widzisz. Och little dhampir....
- NIE KOCHAM CIE! Nie w taki sposób o jakim myślisz.
- Kochasz, tylko nie wiem, czemu tak boisz się to przyznać. A w jaki sposób sądzisz, że myślę, że mnie kochasz?
- W taki jak kocham Dimitra.
- Bipp, - próbował udawać dźwięk dzwonka w teleturnieju, gdy źle odpowiesz na pytanie. - Wiem, że nie kochasz mnie w ten sposób. Rozmawiałem z Lissą i ona mi wszystko wytłumaczyła, w taki sposób kochasz tylko jego, mnie kochasz jak przyjaciela. Ale jesteś zbyt dumna, żeby to przede mną przyznać, bo boisz się, że będe na coś liczył. Zawsze taka byłaś. Oszukiwałaś mnie, gdy chciałaś odnaleźć Bielikova, gdy byliśmy razem. Zawsze to wiedziałaś, a mimo wszystko chciałaś, żebym się łudził, że jednak mam rację i na prawdę, już zawsze będziemy razem. Ciągle o nim myślałaś.
  Boże. Dlaczego ludzie wokół mnie mają racje!
- Przepraszam. - tylko tyle byłam teraz w stanie powiedzieć. - Ale Adrian, dlaczego znowu poruszasz ten temat. Chyba już o tym rozmawialiśmy, po tym jak Tasza mnie postrzeliła.
- Tak, ale ty nadal nic nie rozumiesz. Mimo wszytko, po tym co zrobiłaś, mi nadal na tobie zależy. A ty to wszystko utrudniasz, jakbym chciał zrobić coś złego....
  Tę niezręczną rozmowę przerwało wołanie. Tym razem to był mój chłopak.
- Cześć. - powiedział do Adriana, gdy do nas podszedł. - Zostawisz nas na moment samych?
- Oczywiście. - powiedział odchodząc, ale w ostatnim momencie się odwrócił. - Rose, pamiętaj o tym co ci powiedziałem. - po tych słowach w stronę pałacu.
   Dimitr odczekał chwilę, aż sylwetka Adriana schowała się za drzewami.
- Roza, ja... Nie wiedziałem, że to dlatego ta wiadomość cię nie ucieszyła...
Nic nie odpowiedziałam. Patrzyłam tylko na księżyc, nie długo wstanie słońce i ten okropny "dzień" wreszcie się skończy. A jutro będa urodziny Dimitra. Już wszystko zaplanowałam, muszę tylko iść odebrać prezent i spytać Lissę czy sala jest już gotowa. Szybko jednak oderwałam się od snucia planów i przypomniałam sobie, gdzie jestem.
- Odpowiesz mi coś? - spytał zniecierpliwiony Dimitr.
- Dimitr, błagam. Co mam powiedzieć. Nie chciałam tego mówić i nie powinna byłam. Nie chciałam, żebyś się obwiniał, że to twoja wina.
Tym razem to on nic nie odpowiedział tylko mnie przytulił. Przez jego ramię widziałam, sowę siedzącą na gałęzi drzewa, które było nie daleko nas. Wydawał się być zwyczajną sową, ale coś w niej przykuło moją uwagę. Jej oczy, nie były normalne, przypominały bardziej.... Obiektywy aparatów. Zauważyłam to, gdy sowa zamykała oczy. Nie zamykała ich normalnie tylko jak obiektywy.
- Dimitr. - powiedziałam spokojnie, delikatnie się odsuwając. - Posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie. 5 metrów od nas na drzewie siedzi sowa, która zamiast oczu ma obiektywy. Nie odwracaj się!
Ale nie posłuchał i w momencie gdy się odwracał sowa odleciała.
- Nic tam nie ma. - powiedział i patrzył na mnie jakbym zwariowała. Już drugi raz dzisiaj tak na mnie patrzył. - Może tylko ci się zdawało.
- DIMITR! To było 5 metrów, mamy super wzrok, sądzisz, że zmyśliłam jakąś sowę, żeby wywinąć się od rozmowy?
Ten dzień na prawdę nie należał do udanych. Ile ja bym dała, żeby już się skończył.
- Dobra. nie chcesz to mnie nie słuchaj, ja mam już dość. - wstałam i zamierzałam odejść ale złapał mnie za rękę i pociągnął do siebie w taki sposób, że teraz siedziałam mu na kolanach.
- Wierzę ci, tylko może coś ci się przywidziało. To był długi i męczący dzień. Może chodźmy już do domu, co ty na to?
- Chciałabym, ale umówiłam się jeszcze z Lissą.Spotkamy się w domu.
- Dobrze. - powiedział i pocałował mnie na pożegnanie. - A rozmowę dokończymy w domu. -  krzyknął do mnie gdy już odchodziłam.
   Dobrze, że nie chciał ze mną iść, bo nie wiem jakbym go sławiła, żeby odebrać prezent. Na szczęście zdążyłam, na pięć minut, przed tym, gdy stary moroj miał zamykać swój sklep. Był pięknie zapakowany w pudełko, ozdobione białą i złotą wstążką, a na środku przyczepiona byłą duża kokarda, w tych samych kolorach, samo pudełko było czarne. Nie było duże, ani średnie tylko na tyle małe, by pomieścić prezent. Po tym jak odebrałam prezent poszłam do Lissy. Przyjaciółka postanowiła, że spotkamy się u niej w pokoju. Na szczęście nie było w nim Christiana, bo nie miałam już dzisiaj siły na jego kąśliwe uwago.
- Hej, wejdź. - powiedziała i mnie przytuliła.
- Cześć.
Od razu rzuciłam się na jej wielkie łóżko, które stało na środku pokoju. Od kiedy Lissa została królową, rzadko bywałam w jej pokoju, Był ogromny, w sumie sam jej pokój był rozmiarów mojego mieszkania, oczywiście nie licząc wielkiej garderoby i łazienki, do których szło się korytarzem, Drzwi do niego znajdowały się na przeciwko drzwi wejściowych. W pokoju porozrzucane były poduszki do siedzenia na podłodze, a na ścianach wisiały obrazy przedstawiające pałac, na zmianę z półkami na książki. W przeciwieństwie do mnie, Lissa uwielbiała czytać. Cały pokój był błękitno-różowy. Nie rozumiem zamiłowania mojej przyjaciółki do różu. Aż dziwne, że Christian się nie buntował. Różowe poduszki, różowa kołdra, dywany. Jedyne co było błękitne, to: ściany, zasłonki i narzuta na łóżku.
- Marnie wyglądasz. - powiedziała zmartwiona.
- Nie, zdaje ci się. - starałam się uśmiechnąć, ale chyba mi to nie wyszło.
- Odpowiadaj co się stało.
Przez następną godzinę opowiadałam Lisse, co się dzisiaj stało. Słuchała mnie uważne i co jakiś czas starała się mnie pocieszyć, ale słabo jej to szło. Potwierdziła, że rozmawiała z Adrianem i poprosiła, żebym dała mu szansę, bo się zmienił. Może miała rację, ale nie o tym chciała dziś rozmawiać. Gdy powiedziałam jej o ciąży, na początku była w szoku, ale po chwili zaczęła się cieszyć, jednak od razu zrozumiała, dlaczego zareagowałam tak, a nie inaczej. Znowu chciała zacząć mnie pocieszać, ale drzwi nagle się otworzyły i do pokoju wszedł Christian.
- Prosiłam, żebyś gdzieś poszedł  na godzinę. - powiedziała Lissa.
- No i minęła godzina. - zaśmiał się.
Lissa spojrzała na zegark. Christian miał rację. Strasznie szybko nam to minęło.
- To może ja już pójdę. - powiedziałam i wstałam z jednej z poduszek, na której usiadłam w czasie naszej rozmowy. - Tylko jedna sprawa jeszcze, Lissa sala jest gotowa?
- Tak. - uśmiechnęła się. - Dzisiaj, służba skończyła ją dekorować.
- A tort?
- Też gotowy.
- To dobrze. - powiedziałam i pożegnałam się z nimi.
  Udałam się prosto do swojego mieszkania. Teraz czeka mnie tylko długa rozmowa z Dimitrem, pomyślałam i zaczęłam się cieszyć, że minie jeszcze chwila nim dojdę do mieszkania. Gdy weszłam do mieszkania, zauważyłam, ze jest cicho. Jedyne co było słychać to telewizor.Poszłam do salonu i wyłączyłam go. Wchodząc do sypialni nie zapaliłam światła bo myślałam, że Dimitr już śpi. Myliłam się. Gdy tylko położyłam się na łóżku, mój ukochany zapalił lampkę na swoim stoliku. Na szczęście byłam na tyle mądra, że schowałam prezent pod kanapą w salonie, bo inaczej w tym momencie z niespodzianki nic by nie wyszło.
- Jak tam u Lissy? - spytał i mnie przytulił.
- Dobrze. - powiedziałam ziewając i licząc, że może jednak jakoś uniknę tej rozmowy nie chcianej rozmowy. Jednak mój chłopak był na tyle sprytny, że to wyczuł.
- To teraz przejdźmy do naszej rozmowy....

----------------------------------------------------------------------------------------------

I jak? Co sądzicie o szesnastym rozdziale? Czekam na wasze opinie :)

wtorek, 29 grudnia 2015

Rozdział 15

Pożegnaliśmy się z Adrianem i ruszyliśmy długim korytarzem za Abe'm. Nasze mieszkanie mieściło się niedaleko parku, pomiędzy siedzibą strażników, a pałacem, więc szybko dotarliśmy do sali, gdzie odbywały się posiedzenia strażników. Na miejscu czekała na nas Lissa, ubrana w piękną granatową sukienkę do kolan z odkrytymi plecami, włosy miała zebrane w luźnego koka. Zazdrościłam jej, że może sama wybierać w co chciałaby się ubrać. Ubrania strażników nie mają być ładne tylko funkcjonalne, zasady... Po chwili zauważyłam, że pod ścianą stoi Hans i.... moja matka! Co ona tutaj robi? Myślałam, że wyjechała, od dawna jej nie widziałam, biorąc pod uwagę jak często widywałyśmy się w tym roku... Poza nami w pokoju nie było już nikogo.
- Rose! - uśmiechnęła się moja matka i podeszła się przywitać. - Dmitr. - do niego skinęła tylko głową.
- Dobrze, skoro już wszyscy tutaj jesteśmy to możemy zaczynać. Abe chciałbyś zacząć? - spytał Hans. Stał luźno oparty o ścianę. Mimo naszych małych sporów zawsze go lubiłam, gdy teraz na niego patrzałam mogłabym powiedzieć nawet, że jest dość przystojny.
- Jasne. - powiedział Abe, na twarzy miał jeden z tych swoich uśmiechów, który mógł oznaczać wszystko - Strażnik, który przyniósł królowej liścik był pod wpływem hipnozy i nie wiedział co robi. Pytania są dwa, skąd Robert wiedział co się dzieje i jakim cudem udało mu się zahipnotyzować strażnik?!
- A wyjeżdżał gdzieś, poza teren pałacu? - spytałam.
- No właśnie w tym problem. Nie wyjeżdżał. - odpowiedziała moja matka, uprzedzając Hansa.
- Co zamierzacie teraz zrobić? - spytał mój ukochany patrząc na Lissę.
- Nie jesteśmy jeszcze pewni, ale zaczniemy od sprawdzenia każdego strażnik. Następnie cały teren zostanie sprawdzony, bardzo dokładnie. Poza tym zostało nam czekać na jego następny ruch. - powiedziała Lissa bardzo spokojnie, ale wiedziałam i czułam, przez więź, że jest bardzo zdenerwowana.
- Podejrzewamy, że Doru nie planuje żadnych drastycznych ruchów, ponieważ to na tobie, Rose, mu zależy. - zwrócił się do mnie Abe.
- Nie możemy posłać mnie jako przynęty? Zastawimy na niego pułapkę.
Wszyscy spojrzeli na mnie jak na wariatkę.
- Chyba zgłupiałaś. - powiedzieli razem, Dimitr i Abe oraz moja matka.
Dimitr mnie objął i postukał palcem w moje czoło. Teraz to ja patrzyłam na niego jak na jakiegoś wariata.
- Sprawdzam czy na pewno wszystko w porządku z twoją głową. - zaśmiał się i mnie pocałował, jednak oderwał się po chwili, przypominając sobie, że mamy widownię.
- Na razie to wszystko. Możecie odejść. - powiedziała Lissa, a gdy wyszła zza drzwi dołączyło do niej dwóch strażników.
- Rose? Mogłabyś zostać na moment? - spytała moja matka bardzo poważnie, obok niej stał mój ojciec. - Chcielibyśmy z tobą porozmawiać.
- Dimitr może zostać? - patrzyłam błagalnie na ojca.
- Lepiej niech zostanie. - zaśmiał się Abe. - Nie wiemy jak zareagujesz...
- Jak zareaguję na co?
- Rose...- zaczęła moja matka. - Nie widziałyśmy się od momentu gdy wyzdrowiałaś po postrzale, ponieważ....
- Ja i twoja matka znowu jesteśmy razem. - przerwał jej Abe aby trochę się uspokoiła.
- To super. - powiedziałam i ich przytuliłam. - To jest ta ważna wiadomość?
- I tak i nie. Ja.... Jestem w ciąży! - powiedziała wreszcie Janine.
Stałam jak wryta... Nie miałam pojęcia czy powinnam się cieszyć, czy może smucić. Nic zero reakcji. Poczułam jak Dimir delikatnie ściska moją dłoń, żebym coś powiedziała.
- Wiemy, że to może być dla ciebie szok i nie spodziewałam się tego. Uwierz, że my też nie. No ale stało się. - przerwał ciszę mój ojciec.
A ja po prostu odwróciłam się i wyszłam. Słyszałam jak na korytarzu woła mnie Janine i Abe, ale ja już nie szłam, tylko biegłam do swojego mieszkania. Chciałam się położyć i po prostu rozpłakać. Nie wiem czemu, ale czułam, że muszę to zrobić. Gdy dobiegłam już do sypialni, rzuciłam się na łóżko i nic... Nawet nie chciało mi się płakać. Byłam tak zszokowana tym wszystkim, że nie wiedziałam co czuć. Jakim cudem oni do siebie wrócili? I co to ma być, że moja matka jest w ciąży? Zacznijmy od tego, że jest już stara, na dodatek od kiedy to Janine Hathaway nie pilnuje się. Boże... To na pewno jest jakiś żart. Nagle usłyszałam jak drzwi do mieszkania się otwierają.
- Roza? Jesteś tu? - wołał mój ukochany.
- Tak, w sypialni.
Po chwili był już przy mnie. Położył się obok i przytulił mnie.
- Wszystko będzie dobrze. - chciał mnie chyba uspokoić, tyle, że ja tego nie potrzebowałam.
- Ale ja to wie kochanie. Wszytko jest dobrze.
- To dlaczego wybiegłaś? Wiesz jak twoi rodzice się martwią?
- Sama nie wiem... Po prostu nie mogłam tam dłużej zostać. Nie wiem, co mogło odbić moim rodzicom, że postanowili mieć drugie dziecko? Jak oni sądzą, kto je wychowa? Już widzę, jak matka rezygnuje dla dziecka ze służby...
- O to chodzi? - spytał spokojnie Dimitr.
- Co? - zdziwiłam się, bo nie wiedziałam o co pyta.
- Boisz się, że dziecko zostanie samo... Tak jak kiedyś ty... Albo boisz się, że jednak matka zrezygnuje ze służby i poświęci dziecku czas... Którego nie poświęciła tobie.
- Nie! Nie jestem zazdrosna, ani nie boję się o dziecko. To ich sprawa. - powiedziałam ze złością, bo miał rację, bałam się tego co przed chwilą powiedział.
Nie odpowiedział nic tylko mnie przytulił.
- Dlaczego tak długo wracałeś?
- Rozmawiałem jeszcze z twoimi rodzicami.
- I?
- Nie byli zbytnio zdziwieni twoją reakcją. Nawet szczerze... Spodziewali się tego po tobie. - zaśmiał się mój ukochany.


-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Co sądzicie o rozdziale 15? Czekam na Wasze opinie :) 

sobota, 26 grudnia 2015

Rozdział 14

- Dobrze, ale to później... Dużo później. - powiedział mój ukochany i zaczął mnie namiętnie całować.
Czułam, jak każdy jego mięsień napina się w miejscu, gdzie nasze ciała się stykają. Był gorący, a dotyk jego skóry aż palił. Całował mnie, tak jakby za chwilę miał mnie stracić. Oprócz miłości w jego pocałunkach było coś jeszcze... Nie umiem tego opisać, ale to coś w jego pocałunku sprawiło, że chciałam mu się bez reszty poddać. Chyba musiał to wyczuć, bo całkowicie przejął inicjatywę. Jego ręce zaczęły błądzić po moich plecach. Delikatnie przejechałam palcami po jego brzuchu, a mięśnie znów napięły się. Znajdowaliśmy się w takiej pozycji, że on leżał pode mną na plecach, a ja siedziałam mu na brzuchu okrakiem. Dimitri nagle się napiął i jednym zwinnym ruchem obrócił mnie w ten sposób, że leżałam na nim plecami.  Nawet nie zdążyłam nic powiedzieć, bo zakrył mi usta ręką i po prostu przytulił. W pierwszej chwili się zdziwiłam, ale pozwoliłam, żeby mnie obrócił. Leżeliśmy tak dość długo. Dimitr po prostu mnie przytulał i bawił się moimi włosami.
- Co się stało? - spytałam.
- Spotkałem dziś Adriana. - odpowiedział po dłuższej chwili.
- Coś Ci powiedział? - po tym co wczoraj usłyszałam, wiedziałam, że to nie najlepszy pomysł, żeby ci dwaj się spotykali.
- Tak...Że nie zamierza już się o ciebie strać.
W tym momencie mnie po prostu zatkało...
- To chyba dobrze. - powiedziałam i spojrzałam na niego kontem oka.
- Tak, to dobrze, ale powiedział coś jeszcze....
- Co takiego?
- Że nadal go kochasz...
Zapadła niezręczna cisz. Adrian wiedział, ale skąd... Aura, no tak... Nie potrafię sobie wyobrazić, jak Dimitr musiał się poczuć, gdy Adrian mu to...
- Dimitr ja...
- Nic nie musisz mówić. - przerwał mi.
- Ale...
- Nie naprawdę, nie musisz się tłumaczyć. Rozumiem, że go kochasz. W końcu to on przy tobie był, gdy ja...
- Dimitr... Kocham ciebie i chcę być z tobą nie z nim. Adriana kocham jak przyjaciele, masz rację był wtedy przy mnie i dlatego jest dla mnie ważny.
- Roza - powiedział, po czym delikatnie obrócił moją głowę i pocałował mnie. Nie tak jak wcześniej, ale delikatnie, jakby chciał, żeby ta chwila trwała wiecznie.
- Już wszystko dobrze. - powiedziała i wyszłam z wanny.
Ruszył za mną, a ja podałam mu ręcznik. Poszliśmy się ubrać, po czym zaczęliśmy robić śniadanie.
Mój ukochany zrobił nam naleśniki. Gdy nałożył mi je na talerz, przypomniał mi się mój dzisiejszy sen. Nie, skarciłam się. To był tylko sen. Wtedy ktoś zapukał do drzwi. Dimitr poszedł otworzyć, a ja siedziałam w kuchni i smarowałam jego naleśniki dżemem truskawkowym. Usłyszałam tylko jak otwiera drzwi i po sekundzie je zatrzaskuje.
- Kto to był? - spytałam gdy wrócił.
- Zgadnij...
- To nie Lissa, bo byś nie zatrzasnął drzwi. To kto to?
- Adrian.
-COO? - prawie wyplułam kawałek naleśnika. - Co chciał?
- Spytał czy może wpaść na śniadanie. - odpowiedział Dimitr wyraźnie wkurzony.
- Żartujesz prawda?
- Nie..
Znowu rozległo się pukanie. Dimitr chciał już iść do drzwi, ale szybko stanęłam przed nim.
- Ja otworzę. - powiedziałam i go pocałowałam.
Szybko podeszłam do drzwi. Nie zdziwił mnie widok Adriana, gdy je otworzyłam.
- Czego? - spytałam
- To tak się witasz po naszym dzisiejszym śnie? Ooo Bielikov też ci naleśniki zrobił? - zaśmiał się
-  Czego? - denerwowało mnie już jego poczucie humoru. - I skąd wiesz co mi się dzisiaj śniło?
- Wpadłem na śniadanie, a sen no cóż taki mój mały sekret. - powiedział i mrugnął do mnie.
Nie wytrzymałam i złapałam go za koszulkę. Może i był wyższy, ale ja jestem silniejsza.
- Skąd wiesz o śnie?
- Dobra, wyluzuj. Byłem w twojej głowie przez moment, ale nie z mojej winy, Coś mnie tam wciągnęło.
Usłyszałam kroki za sobą i po chwili mój chłopak stał obok.
- Coś się stało? - spytał.
- Nie Adrian już sobie idzie, prawda Adrian? - spytałam odstawiając go na ziemię.
- Wolał bym zostać. - zaśmiał się.
- Ivashkov nie bawi mnie to, więc powiedz po co przyszedłeś? - spytał Dimitr.
- Boże, czy już nie można przyjść do ludzi bez jakiegoś celu, po prostu żeby pogadać?
Nagle zza rogu wyszedł Abe. Jak miło, że nas uratuje.
- Rose, Dimitr chodźcie ze mną. Musicie coś zobaczyć.
Dobra, nie wiem co jest gorsze Adrian bez celu czy Abe z celem.....

-------------------------------------------------------------------------------------------------------- 

I jak, podoba wam się rozdział 14? Zapraszam do komentowania :) 

piątek, 25 grudnia 2015

Rozdział 13 - specjalny

Dzisiejszy rozdział nie dość, że jest 13, to na dodatek jest specjalnym postem, ponieważ wychodzi w piątek i jest prezentem ode mnie dla Was na Święta. Miłego czytania....

-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Dymitr:

   Przez resztę nocy Rose spokojnie spała. Miała budzik ustawiony na 18, a była dopiero 15 więc postanowiłem pójść pobiegać. Wyciągnąłem z szafy jakieś spodnie dresowe i koszulkę. Zdziwiłem się widząc moje adidasy wyprane. Kochana Roza, ja nie miałem na to czasu. Ostatnio jestem zbyt zajęty przygotowywaniem dla niej niespodzianki. Nim wyszedłem spojrzałem w kalendarz i prawie zdębiałem. Jutro są moje urodziny.... Ten tydzień tak szybko minął, że nawet nie zauważyłem... Teraz to nie istotne... Liczy się tylko niespodzianka dla Rozy. Chociaż zastanawia mnie, kto będzie pamiętał. Szybko jednak odrzuciłem tą myśl, ubrałem się, sprawdziłem czy mój skarb nadal śpi i poszedłem biegać.
  Po pół godziny spotkałem... Adriana. Od razu do niego pobiegłem, jakaś część mnie chciała mu przywalić, ale Rose chyba by się nie ucieszyła...
- Hej. - zawołałem. - Już wszystko dobrze? Co tutaj robisz?
- Idę zobaczyć się z Lissą. Po dzisiejszej nocy odzyskałem kontrolę i muszę jej powiedzieć, żeby nie wzywała Sydney. 
- Mhm... To dobrze. Rose na pewno się ucieszy. - chciałem w tym momencie odejść, ale coś mnie powstrzymało, jego uśmiech, gdy wspomniałem o Rose. 
Nie wytrzymałem i złapałem go za koszulkę. Byliśmy w parku, na dodatek była noc więc nikt nas nie widział. Oj bardzo dla niego nie dobrze. 
- Trzymaj się od niej z daleka. Bo przysięgam, że jeśli podejdziesz zbyt blisko możesz mieć nieszczęśliwy wypadek. - wysyczałem przez zęby, zdziwiony jak bardzo mnie poniosło.
- Wyluzuj Bielikov.- zaśmiał się, gdy go odstawiłem. - Nie zamierzam ci jej odbijać. Trochę sobie pogadałem dzisiaj z Lissą i wiem jak cała sytuacja wygląda. Jest twoja. Tylko pamiętaj, zawszę będzie mnie kochała, no bo wiesz jej aura. - znowu zaczął się śmiać. - Ona zdradza o wiele więcej, niż słowa....
Gdy skończył mówić odwrócił się i poszedł w swoją stronę. Stałem tam jak słup. Dosłownie. Chciałem za nim biec i po prostu zetrzeć z powierzchni ziemi, za to co przed chwilą powiedział. Staram się ją zrozumieć, gdy stałem się strzygą był dla niej najbliższą osobą. Jak sobie wyobrażę, że on ją całował. UGHHHH... Wzdrygnąłem się. Chyba przyda mi się jeszcze dłużysz bieg i ćwiczenia, dużo ćwiczeń i może... Kukła Adriana... 

Rose:

   Obudził mnie wkurzający dźwięk budzika.. Boże! Po co ja go wczoraj nastawiłam... Chwila.. Coś tu nie gra, a mianowicie, gdzie jest Dimitr? Nie zostawił mi żadnej karteczki... Wstałam, założyłam szlafrok i poszłam do kuchni. Nagle usłyszałam szum wody w łazience. Zrobię mu niespodziankę... Zostawiłam szlafrok i koszulę nocną na kanapie w salonie i naga poszłam do łazienki. Po cichu otworzyłam drzwi, ale wiedziałam, że mnie usłyszał, bo leżał w wannie i nagle otworzył oczy. Podeszłam do niego, a on pociągnął mnie do wanny. Wpadłam do niej robiąc niezły bałagan w łazience.
- Ty to będziesz sprzątał. - zaśmiałam się całując go.
- Dobrze, ale to późnej..... Dużo późnej.... 

----------------------------------------------------------------------------------------------------------

I jak podoba Wam się rozdział 13? Jutro część dalsza :).

czwartek, 24 grudnia 2015

Rozdział 12

  Kochani! Dziękuję Wam bardzo, że jesteście ze mną. Komentarz które zostawiacie mi pod postami sprawiają, że mam jeszcze większą ochotę dla Was pisać. Na początku nie wiedziałam jak to będzie i czy ktokolwiek będzie chciał to czytać. No ale popatrzcie sami <3 Po prostu brak mi słów.
  Z racji, że mamy dzisiaj Wigilię chciałabym życzyć wam wszystkim Wesołych Świąt <3. Mam nadzieję, że dostaliście swoje wymarzone prezenty i że spędziliście te święta w spokojnym, rodzinnym gronie. Jeszcze raz dziękuję <3.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 
  Nie powiedziałam Dimitrowi, co zobaczyłam tylko od razu pobiegłam do przyjaciółki. Słyszałam jak przez chwilę coś za mną wołał ale po chwili zaczął biec za mną. Wiedziałam, że mnie dogoni, nie bez powodu mówili, że jest Bogiem. Dwie minuty później byłam już przy Lissie. Stała i płakała, a Christian ja do siebie przytulał.
- Lissa! - krzyknęłam wyskakując zza rogu razem z moim chłopakiem.
Strażnik stojący do mnie plecami odwrócił sie od razu gotowy zaatakować. Nie rozpoznałam go. Nic dziwnego, Lissa ma wielu strażników ale po tym liście postanowiłam, że poznam ich wszystkich, będę mogła lepiej jej pilnować.
- Rose.. - zaszlochała i wpadła mi w objęcia. - Już wiesz? - pokiwałam twierdząco. - No tak więź. Rose... Ja się boję..
-Wszystko będzie dobrze. - powiedziałam przytulając ją. Starałam się mówić spokojnie ale ledwo mogłam tam ustać.
- Jaką kartkę? - spytał Dimitr.
No tak, pomyślałam. On nie widział tego co ja. Zabrałam kartkę Lissie i podałam mu.
- Skąd to masz? - zwrócił się do strażnika obok niego.
- Inny strażnik mi to przyniósł. Powiedział, że do wglądu tylko dla królowej.
- Znajdź go! Teraz! - polecił.
Po chwili po strażniku nie było ani śladu.
-Chodź pójdziemy lepiej do komaty. - powiedział Christian obejmując ją.
- Dobrze. - odpowiedziała cicho i ruszyła z nim, a za nimi poszedł inny strażnik.

   Wróciłam z Dimitrem do naszego pokoju jakieś pół godziny późnej. Właśnie zaczynało wschodzić słonce gdy położyliśmy się w sypialni. Nie miałam już na nic siły i po prostu położyłam się obok mojego ukochanego. Słuchałam jego równomiernego oddechu i bicia serca. To było takie uspokajające... Zasnęłam.

Dimitr:
  Roza właśnie zasnęła. To dobrze, bo bałem się, że po całym dzisiejszym dniu nie będzie mogła. Rozumiem ją. To, że boi się o Adriana i Lisse ale musi zacząć myśleć o sobie. Gdy dzisiaj weszła do jej głowy przypomniało mi się jak robiła to w Akademii, przypomniałem sobie także, jak działało na nią używanie mocy przez Lisse. Nie mogę pozwolić, żeby znowu doprowadzili ją do tego stanu. Patrzę na nią teraz i widzę bezbronną dziewczynę, która się do mnie przytula, która liczy, że obronię ją przed całym złem tego świata i której oddałem serce. Mógłbym teraz wstać pobiegać, przemyśleć wszystko na świeżym powietrzu ale nie chcę jej zostawiać. Za każdym razem, gdy muszę ją zostawić, chociażby na chwilę, każda komórka w moim ciele się buntuje. Zostanę z nią i spróbuję zasnąć albo po prostu popatrzę jak ona śpi..

Rose:

  Obudził mnie zapach naleśników... "NALEŚNIKI!", krzyknęłam zrywając się z łóżka ale od razu na nie upadłam. Dopiero po chwili udało mi się wstać bez zawrotów głowy. Udałam się do kuchni, gdzie czekał na mnie talerz pełen naleśników i .... Adrian. Momentalnie stanęłam w miejscu nie wiedząc co się tutaj dzieje. Co on do diabła robił w mojej kuchni?
- Dzień dobry kochanie. - przywitał się.
-Adrian?! Co ty tutaj robisz?
- Jak to co? Robię naleśniki, przecież kochasz naleśniki.
- Gdzie jest Dimitr?
- Skarbie, mówiłem ci już... Zająłem się nim i teraz już możemy być razem.
- NIE! - krzyknęłam.

  Po chwili byłam już w swoim łóżku. Nade mną pochylał się mój ukochany pytając, co się stało. Od razu się w niego wtuliłam.
- Już wszystko dobrze Roza.... Co się stało, powiesz mi? - pytał tak spokojnie, cały czas mnie do siebie tuląc.
- Miałam zły sen...
- Z Adrianem w roli głównej? - spytał, wyczułam w jego głosie gniew.
- Mhmm... - nic więcej nie udało mi się wydusić, ciekawe skąd wiedział.
- Co robiliście?
- On... On powiedział, że się tobą zajął. - powiedziałam płacząc.
Adrian był do tego zdolny. Wiem to i Dimitr też to wie...
- Nigdzie się nie wybieram. - pocałował mnie w czoło. - A teraz idź już spać.
Po tych słowach ułożył mnie wygodnie na łóżku i sam sie położył, w taki sposób, że cały czas mógł mnie obejmować. Znowu zasnęłam.....

Dimitr:

  Dobrze, że nie zasnąłem... Roza na początku tylko szeptała "Adrian" ale po chwili zaczęła krzyczeć. Wystraszyłem się. To nie pierwszy raz gdy krzyczała przez sen. Jednak za każdym razem gdy przez sen mówi Adrian, to albo on jej się śni, albo jest w jego śnie. Szybko udało mi się ją uspokoić i zasnęła ale boje się, że znowu jej się coś przyśni... Lepiej jeśli nie będę dzisiaj spał...

--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tak jak obiecałam, dzisiaj mimo wszystko ukazał się post. Wybaczcie, że tak późno. Mam nadzieję, że dzisiejszy rozdział wam się spodoba :). A jutro z okazji świąt możecie spodziewać się kolejnego posta (taki mały prezent ode mnie :*). Jeszcze raz Wesołych Świąt kochani <3. I zapraszam do komentowania.

środa, 23 grudnia 2015

Rozdział 11

- Może lepiej usiądź i wszystko ci wytłumaczymy. - powiedziała Lissa.
Zrobiłam co kazała. Siedzieliśmy na ławce. Za nami był dwór, natomiast przed nami park, a za nim mur, odgradzający dwór od reszty świata. Co było dość dziwne to, że siedzieliśmy w słońcu ale przecież w snach ono nic nie robi morojom. W naszym śnie był środek lata, a w parku było słychać śpiew ptaków. Tutaj jest pięknie, pomyślałam i skarciłam się za to, że odbiegam od ważnych spraw.
- Dobrze, możecie mi teraz wszystko wytłumaczyć? - spytałam.
Lissa spojrzała na Adriana i kiwnęła mu zachęcająco głową.
- Wiesz, że zgodziłem się pomóc Abe'owi. Jednak nie wiesz dlaczego. Inaczej Rober szukał by jakiegoś innego sposobu żeby się do ciebie dostać. A ja... No cóż nie mogłem na to pozwolić. Cicho nie wcinaj się. - powiedział gdy otworzyłam usta żeby mu wyperswadować jego głupi pomysł. - Wracając.. Gdy Robert mnie porwał, a no właśnie. Wiem, że ze mną rozmawiałaś. - zaśmiał się ironicznie. - Nie ze mną ale z kimś kto wyglądał jak ja. Doru współpracuje z innym użytkownikiem ducha. Użyli uroku żeby wyglądał tak jak ja. Gdy już dostałaś karteczkę przyszedł do mnie Dimitr. Robertowi chodziło tylko o zabawę wami. Po tym jak Dimitr poszedł, drugi ja do mnie wrócił jako on sam i wyprowadził z dworu. Nie mogłem nic poradzić bo po tym jak połączyli moce są dla mnie zbyt silni. Rzucili na mnie urok abym myślał, ze jestem jakimś swoim nie stworzonym bratem. Zachowałem świadomość ale musiałem robić to co mi kazali. Jedynie w snach jestem sobą.
- Wiesz jak to odkręcić? - spytałam.
- Nie. Ale powoli odzyskuję kontrolę. Podejrzewam, że jeszcze trochę i wszystko wróci do normy.
Rzuciłam mu się na szyję i przytuliłam. On także mnie przytulił. Nie chciałam go puścić, byłam wściekła za to co zrobił ale wiem, że sama zrobiłabym to dla niego. Kocham go, na swój sposób. Nie w sposób jaki kocham Dimitra ale kocham i może on to kiedyś zrozumie i się z tym pogodzi..
- A więc... - przerwała nam Lissa.
- Wybacz. - zaśmialiśmy się.
- Możemy wracać? - spytała.
- Chyba tak. - powiedziałam i spojrzałam na niego.
Uśmiechnął sie i kiwnął głową. Widziałam łzę w jego oku. W tym momencie coś w środku mnie zabolało... Nie byłam w stosunku do niego w porządku, a on i tak naraża dla mnie życie...
   Nagle obudziłam się we własnym łóżku. Nade mną pochylał się mój ukochany, a Christiana nie było nigdzie w pobliżu.
- Hej towarzyszu. - powiedziałam i podniosłam się żeby go pocałować. Jednak mój ukochany się odsunął.- O co chodzi? - spytałam.
- Gdzie byłaś? A może powinienem spytać z kim? - nie wyglądał na zadowolonego.
- W głowie Lissy z Adrianem. Rozmawialiśmy. - czułam się jak pięciolatka, która nabroiła i musi się do tego przyznać.
- Mhmm - burknął Dimitr.
- Powiesz o co ci chodzi? - spytałam.
- O nic. - odpowiedział krótko i wstał z łóżka.
Podeszłam do niego i stanęłam przed nim.
- Mów. - nakazałam.
- Po prostu się martwiłem. Nie byłem pewny, co się stało. Wiedziałem tylko, że chcesz wejść do głowy Lissie. Christian powiedział, że zasłabła gdy pomagała Adrianowi. Nie wiedziałem czy już jest sobą. A ty jak gdyby nigdy nic narażasz się.... - jego twarz przeszła ze złej w smutną i opiekuńczą. - Roza... Martwiłem się.
Stanęłam na palcach i pocałowałam go. Nie opierał się tylko wsunął ręce w moje rozpuszczone i przydługie włosy. Nasz pocałunek był namiętny i wyrażał jego emocje. Jego strach.... O mnie.
- Spokojnie, nic mi nie groziło. - powiedziałam gdy już przestaliśmy się całować.
- A ty znowu swoje. Oczywiście Rose Hathaway zawsze wie, że nic jej nie grozi. - zirytował się.
- Co w ciebie wstąpiło?! - spytałam patrząc mu w oczy. I zobaczyłam.... On na prawdę się martwił. - Przepraszam. - powiedziałam i go przytuliłam.
- Opowiedz mi teraz co się tam działo.
Przez następne 10 minut streściłam mu co powiedziała mi Adrian. Pominęłam wątek o tym, że Adrian dalej mnie kocha. Nie chciałam żeby znowu się denerwował i lepiej żeby nie rzucał się z pięściami na Adriana.
   Godzinę późnej siedzieliśmy w sali tronowej. Ja, Dimit, Lissa, Christian, Abe i Hans. Lissa jako królowa siedziała na tronie, a Christian siedział na fotelu po jej prawicy. My natomiast staliśmy w półokręgu na przeciwko królowej. Lissa streściła Abe'owi i Hansowi co się wydarzyło.
   Nagle do sali wpadła Daniela. Jeszcze jej tu brakowało....
- Wasza Wysokość. - ukłoniła się. - Czy to prawda, że rozmawiała pani z moim synem.
Lissa spojrzała na nas, a my nie mieliśmy bladego pojęcia skąd ona to wie.
- Skąd to wiesz Lady Ivashkov? - spytał Hans.
- Od Christiana. - powiedziała uśmiechając się do niego.
Wszyscy spiorunowaliśmy go wzrokiem.
- Ja... Ja... - jąkał się pod naporem naszych spojrzeń. Możliwe, że coś wspomniałem gdy wpadłem na Lady Ivashkov w drodze do strażniczki Hathaway.
Lissa nie miała w tym momencie wyboru. Musiała odpowiedzieć na pytanie.
- Tak rozmawiałam z nim.
- Czy można spytać o czym?
- Nie. - odpowiedziała. - To tajne.
Daniela nie wyglądała na zadowoloną.
- To dlatego ta dziwka tu jest? - spytała oburzona.
- Daniela! - krzyknęła królowa. - Straże proszę wyprowadzić Lady Ivashkov.
Po chwili strażnicy stali przy niej i próbowali ją wyprowadzić, ta jednak nie dawała za wygraną.
- Taka prawda. - wysyczała przez zęby Daniela. - Pozwalasz jej na wszystko bo jest twoją przyjaciółką.
Lissa wstała i spokojnie do niej podeszła. Po czym spoliczkowała ją.
- Nigdy więcej. Powtarzam. NIGDY! Nie waż się wyrażać tak o strażniczce Hathaway. Następnym razem nie będę taka łaskawa i trafisz przed oblicze sądu. Za znieważenie królewskiego strażnika.
Daniela zdębiała. Dosłownie, stała jak wryta nie potrafiąc nic powiedzieć. Po chwili strażnicy ją wyprowadzili, a królowa wróciła na swoje miejsce.
- Dokończymy późnej. Dobrze? - spytała nas Lissa.
- Oczywiście Wasza Wysokość. - powiedział w naszym imieniu Hans i wszyscy ukłoniliśmy się jej kierując do wyjścia.
Lissa i Christian wyszli bocznymi drzwiami i udali się do swojej komnaty. Postanowiłam sprawdzić przez więź co czuje moja przyjaciółka. Nagle zalała mnie fala uczyć. Lissa była zła, sfrustrowana i bała się. Wiedziała, że na sali ją poniosło. Bała się, że Daniela zacznie podburzać morojów przeciwko niej. Nagle ktoś podszedł do jej strażnika i podał mu kartkę, którą ten podał jej. Na kratce było napisane " Piękny występ królowo ". Mi i Lissie stanęło serce. Karteczka była podpisana R.D. - Robert Doru.....

wtorek, 22 grudnia 2015

Rozdział 10

   O dziwo spotkanie było bardzo miłe. Gregory i Dimitr się pogodzili. Nawet umówiliśmy się za dwa dni na wódkę. Podobno Gregory przywiózł ją z Rosji. Marnie to widzę. Znowu się skończy, że nic nie będę pamiętać, a mój ukochany będzie miał ubaw. Strasznie się zdziwiłam gdy Gregory powiedział nam, że Dimitr kiedyś dużo pił. Nie potrafię sobie tego wyobrazić.
   Leżałam sobie właśnie na kanapie wtulona w mojego chłopaka, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi. Jeszcze trochę i wyprowadzimy się do jakiejś wsi, gdzie nikt nie będzie zawracał nam głowy co 5 minut. Po chwili patrzenia na Dimitra wiedziałam, że on nie zamierza się ruszyć. Pukanie się nasiliło. Podeszłam i otworzyłam drzwi. Do mieszkania wpadł Christian. Dobra, jego się tu nie spodziewałam.
- O co chodzi? - spytałam. Dimitr od razu znalazł się przy mnie.
- Li... - wydyszał.
- Lissa? - dokończył za niego Dimitr.
- Co z nią? - spytałam i zaprowadziłam go do salonu. Po chwili przeszła mu zadyszka.
- Próbowała wejść do głowy Adriana. I nagle.... Nie wiem co dokładnie się stało. Zasłabła.
- KIEDY?!
- Już godzinę temu. - odpowiedział przerażony.
- JAK TO GODZINĘ!!! Czemu nikt po mnie nie przyszedł?! - byłam wściekła. Powinien od razu do mnie przyjść. Ale zaraz, zaraz.... więź. Prawie o niej zapomniałam. Nie używałyśmy jej teraz z Lissą bo była byt delikatna i na wszelki wypadek ją wyłączyłyśmy.
  Christian chciał już coś odpowiedzieć ale mój ukochany go powstrzymał. Widocznie zauważył, że staram się z  nią połączyć. Po chwili udało mi się wejść do jej głowy. Była w śnie wywołanym przez użytkownika ducha.... Była w nim z Adrianem, a przynajmniej to z nim rozmawiała. Oboje siedzieli na trawie w parku niedaleko byłego pomniku, który Abe wyburzył podczas mojej ucieczki. Postanowiłam chwilę poczekać nim się wtrącę w ich rozmowę. Widocznie mnie nie zauważyli.
- Nadal ją kochasz? - spytała Lissa.
- Nie no skądże. Wybrałem się na misję samobójczą bo się nudzę.
- Czyli tak? - Lissa chciała żeby to powiedział.
- Tak. - skapitulował. - Nadal ją kocham. Nie wiem co ona widzi w Bielikovie. Nie powinienem był puszczać jej wtedy z nim.... Może siedzielibyśmy tera popijając drinka na jakiejś plaży. - rozmarzył się.
- Nic by to nie zmieniło. Ona go kochała od kiedy się poznali. Był dla niej kimś więcej niż tylko instruktorem i dobrze o tym wiesz.
- Taaa.... - Adrian był wyraźnie smutny.
- Nie obwiniaj się...
- Nie obwiniam. - prychnął. - Ona kiedyś od niego odejdzie?
- NIE - wtrąciłam się. - Nie miałam już ochoty słuchać tych ckliwych historii.
Podeszłam i rzuciłam się szczęśliwa, że Adrianowi nic nie jest. Przytulił mnie i staliśmy tak parę minut. Czułam jak całe napięcie go opuszcza.
- Hej little dampir, co tutaj robisz? I skąd się tu wzięłaś.
Spojrzałam na moją przyjaciółkę.
- COOO?! - Adrian był bardzo zdziwiony. - Nie wspomniałaś, że na nowo łączy was więź.
- Upss... Drobny szczegół. - zaśmiała się moja przyjaciółka.
- Skoro już tutaj jesteśmy. - spojrzałam na Adriana. - A ty jesteś... sobą to może wytłumaczycie mi co sie tutaj dzieje...

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Wybaczcie, że taki krótki <3.


czwartek, 17 grudnia 2015

Rozdział 9

- Nie jestem pewien czy to dobry pomysł. Strażnicy pewnie teraz mnie potrzebują, tylko będę wam tam przeszkadzał. - mój ukochany próbował jakoś wymigać się od spotkania.
Oboje z Abem zaczęliśmy się śmiać.
- Co się stało? Wielki Rosjanin się boi? - Abe'owi poleciała łezka od śmiania się, jednak szybko ją wytarł.
- Nie bój się kochanie, obronię cię. - powiedziałam dalej się śmiejąc.
Dimitri nie wyglądał na szczęśliwego, a nasze żarty chyba go troszeczkę zdenerwowały. Pociągnął mnie za rękę, a ja się zatrzymałam. Abe także się zatrzymał ale kazałam  mu iść dalej.

- Dobra o co chodzi? Jeśli mi teraz nie powiesz do odwołania śpisz na kanapie. - powiedziałam, bo straciłam już ochotę na słuchanie wymówek.
Spojrzał na mnie tymi wielkimi, ciemnymi oczami. Prawie się ugięłam i chciałam już powiedzieć "Kochanie nic nie szkodzi, wszystko będzie dobrze" ale opamiętałam się.
- Roza, ja.... - zaczął.
- Ty..?
- Zrobiłem coś strasznego Gregoremu....i .... nie chcę o tym mówić...
- Nie towarzyszu, posłuchaj mnie teraz. Jestem z tobą na dobre i na złe, Nie zostawiłam cię. Nigdy nie zostawię. Nie ważne, co zrobiłeś mojemu "wujowi". - słowo wuj ledwo przeszło mi przez gardło, może i był moją rodziną ale go nie znam.
Dimitri wskazał mi ławkę, żebym usiadał, a sam zajął miejsce obok mnie.
- Byliśmy wtedy młodzi... Przed moim pierwszym przydziałem Gregory poprosił o przysługę. Miałem pilnować jego dziewczyny. Miała na imię Sasza i była morojką.... - powoli wypuścił powietrze i zaczął patrzeć przed siebie. Widziałam w jego oczach ból ale musiał mi powiedzieć, inaczej się z tym nie upora. - Była o rok młodsza od nas. Gregory ją uwielbiał. Nic dziwnego bo była piękna. Kiedy poprosił, żebym jej pilnował, zgodziłem się bo musiał wyjechać w jakiejś ważnej sprawie do brata. Nie sądziłem, że stanie się to co miało się stać.... Sasza chciała pójść do klubu. Wiedziałem, że kiedyś zdradziła Gregorego ale on i tak był w nią wpatrzony jak w obrazek. Nie mogłem nic zrobić, żeby ją od tego odwieść więc z nią poszedłem. Po 20 minutach w klubie znikła mi z oczu. Wszędzie jej szukałem ale nigdzie jej nie było. Postanowiłem wyjść na tyły sprawdzić czy tam jej nie ma..... I znalazłem..... Leżała tam... Między koszami, całkiem naga.... I.... Martwa. - łzy leciały mu po policzku. Przytuliłam się do niego, żeby dodać mu otuchy. - Gdy Gregory wrócił, no cóż, chciał mnie zabić. Winił mnie o to co się stało.
- Przecież nie mogłeś nic zrobić. Nie byłeś jej strażnikiem, pomagałeś tylko przyjacielowi.
- Nie. Roza nie rozumiesz. Nie upilnowałem jej, a obiecałem. Tydzień później udało mi się znaleźć, chłopaka, który jej to zrobił. Miałem przyjaciół, którzy mi w tym pomogli. - No tak pomyślałam. Tak samo znalazł mnie. - Zabiłem go. Patrzyłem jak umierał i.... sprawiło mi to przyjemność. Czułem, że tak trzeba, że zasłużył za to co zrobił Saszy. Wróciłem później do Gregorego. Na początku nie chciał ze mną rozmawiać. Nawet, gdy mu powiedziałem, że ten koleś już nie żyje. No cóż, Gregory i tak mi nie wybaczył....
Siedzieliśmy chwilę w ciszy. Nic z tego nie rozumiałam. Przecież to nie była wina Dimitra. Co jeszcze dziwniejsze Gregory, później polecił go Abe'owi.
- I to właśnie tego tak bardzo nie chciałeś mi powiedzieć?
Dimitr tylko kiwnął głową.
- Przecież to nie twoja wina.
- NIE ROZUMIESZ! - był wyraźnie zły. - Nawaliłem. Pierwsza próba, a ja nawaliłem. Nie potrafiłem nawet upilnować dziewczyny przyjaciela.
- Kochanie, zrozum, ja cię za to nie winię. To jest przeszłość. Nie musisz o tym myśleć, to nie dotyczy już nas. -gdy skończyłam mówić pocałowałam go.
Jak zawsze nie pozostał mi dłużny. Rozpuścił moje włosy i zaczął się nimi bawić. Wyraźnie go to uspokajało. Złapałam go delikatnie za brodę i przesunęłam tak aby patrzeć mu w oczy. Po czym patrzyłam mu w oczy. Znowu zaczęliśmy się całować. Delikatnie i zmysłowo. Tak jakby chciał w ten sposób uwolnić się od bólu. A ja mu na to pozwalałam. Miał takie miękkie usta. Czułam się w tamtym momencie cudownie.

- O tu jesteście! - usłyszałam nagle Abe'a.

"Ten to wie jak wszystko zepsuć", pomyślałam. Dimitr od razu ode mnie odskoczył i się podniósł, następnie  podał mi rękę i pomógł mi wstać. Nie było po nim już nic widać. Znowu był groźnym strażnikiem. Wszystko co przed chwilą wydarzyło się na tej ławce. No cóż... Zostało na niej.

Poszliśmy w stronę Abe'a. Dimitr trzymał mnie za rękę.
- Gregory poznaj Rose, moją córkę. A to jest Dimitr, pamiętasz go prawda?
Zza pleców mojego ojca wyszedł wysoki moroj. Wyglądali prawie identycznie. Ta sama karnacja. Te same oczy. I ten sam uśmiech. Aż dziwne, że Gregory był w wieku Dimitra. Ubrany był w czarne dżinsy, białą koszulkę, a na to miał czarną skórzaną kurtkę, na nogach miał czarne pantofle. Jego postura jednak, nie przypominała postury mojego ojca. Był dobrze zbudowany. Mogłabym się nawet pokusić o stwierdzenie, że był przystojny. Jego krótkie czarne włosy były niedbale ułożone ale tak chyba miało być. Całość dopełniał kolczyk, taki jak u Abe,
- Achhh... Rose. - powiedział Gregory i podał mi rękę, którą ucałował jak dżentelmen.  - Nawet nie wiesz jak dobrze znowu cię zobaczyć. Strasznie wyrosłaś
Spojrzałam na niego jak na jakiegoś psychopatę. Chyba Abe to zauważył bo zaczął się śmiać.
- Był w szpitalu gdy się urodziłaś. - wytłumaczył Abe.
- Cooo??? - byłam w szoku, nigdy wcześniej nie słyszałam o jego istnieniu, a nagle dowiaduję się, że był przy moich narodzinach.
- Spokojnie moja droga. Tak to prawda byłem w szpitalu po twoich narodzinach. Abe mnie zaprosił. W końcu jesteś częścią rodziny. Wyglądasz pięknie, tak jak twoja matka. - gdy Gregory wspomniał o mojej matce Abe patrzył na niego jakby zaraz miał mu przyłożyć.
- Aha. - mruknęłam.
W tym momencie Gregory spojrzał na Dimitra, na którego nie zwrócił nawet wcześniej uwagi. Patrzyli na siebie badawczo przez minute po czym rzucili się sobie na szyję. Oboje z Abe'm odetchnęliśmy z ulgą, on chyba też się bał, że chłopcy zaraz zaczną się kłócić. Dimitr i Gregory mówili coś do siebie po rosyjsku. Byli wyraźnie wzruszeni, Byłam zdziwiona. Po tym co Dimitr mi opowiedział, myślałam, że odegrają się tutaj jakieś dantejskie sceny, a tu nic z tych rzeczy. Gdy panowie już się puścili zaczęliśmy iść w stronę kawiarni.
- Chyba mamy sporo do obgadania. - powiedział Gregory do Dimitra.
- No mamy ale to najlepiej przy wódce. Prawda Rose? Ty uwielbiasz naszą rosyjską wódkę. - zaśmiał się mój chłopak i spojrzał na mnie.
Popatrzyłam na niego z miną " Nie zadzieraj z Rose Hathaway" , a on tylko zaczął się śmiać.
- Naprawdę lubisz naszą wódkę? - spytał Gregory. - To dobrze, w naszej rodzinie wszyscy lubią wódkę. - powiedział i wskazał na Abe'a.
- Nie wiem o czym mowa. - skrócił Abe, wyraźnie urażony.
- Nic się nie zmienił. - zaczął się śmiać Gregory.
Nie wiedzieliśmy z Dimitrem o co chodzi ale mina Abe'a była prze zabawna.
Zapowiada sie bardzo miłe popołudnie. Przynajmniej taką mam nadzieję....

------------------------------------------------------------------------------------------ 

I jak? Podoba wam się rozdział dziewiąty? Zapraszam do komentowania :)

środa, 16 grudnia 2015

Rozdział 8

Na wstępie nim zacznę ten rozdział, chciałabym podziękować czytelniczce, która zwróciła mi uwagę na mój błąd. Jeszcze raz dziękuję i dzisiejszy rozdział jest ze specjalną dedykacją właśnie dla Ciebie :*
---------------------------------------------------------------------------------------------------------

- Jakim cudem przełożyłeś nam spotkanie? - spytałam gdy mój ukochany zerwał ze mnie bluzkę.
- Powiedzmy, że Hans zrozumiał, że musi dać nam trochę więcej czasu. - spojrzałam na niego spode łba.
- Co mu powiedziałeś? - spytałam delikatnie go odsuwając.
- Nic specjalnego..... No naprawdę nic. - dodał widząc moją minę i wracając do całowania mnie.
Poddałam mu się. Hans też na pewno miał kiedyś dziewczynę. Nie widziałam sensu w spieraniu się o to. Teraz najważniejsi byliśmy my. Zauważyłam, że Dimitr nadal jest w koszuli więc szybciutko jednym ruchem rozerwałam jak, a guziki poleciały na podłogę.
- Roza... - spojrzał na mnie rozbawiony. - Ja rozumiem, że bawimy się coś za coś ale ja lubiłem moją koszulę, za to ty swojej bluzki nie.
- Kupię ci nową, towarzyszu. 
Gdy skończyłam mówić zaczął całować mnie po szyi, powoli schodził w dół. Za to ja zabrałam się za jego spodnie. Po chwili oboje byliśmy całkiem nadzy i skupieni tylko na sobie. Sposób w jaki się kochaliśmy był czymś więcej niż zwykłym seksem. To było połączenie dusz i ciał we wspólnym tańcu. Najlepsze, że to był dopiero początek a mój ukochany zaczynał się "rozkręcać". Za każdym razem, gdy na mnie patrzył jego oczy wyrażały więcej niż tysiąc słów. Kochał mnie, tak mocno, że to go bolało, nie wyobrażał sobie świata beze mnie. Czułam to samo. Moment w którym przemieniono go w strzygę... To był dla mnie koniec świata. Gdy Lissa go odmieniła, ten świat do mnie wrócił. Wiem jednak, że drugi raz bym tego nie przeżyła, tego było by po prostu za wiele. "Rose nic się nie stanie" powiedziałam sobie i nakazałam spokój wracając do rzeczywistości. Nagle ktoś zaczął walić w drzwi. To chyba jakiś żart. Byłam na prawdę wściekła, ze ktoś miał czelność nam teraz przerywać. 
- Ciii.. - nakazałam Dimitrowi. - Może sobie pójdzie.
Mój ukochany chyba pomyślał to samo bo wrócił do swojego zajęcia, którym było rozpieszczanie mnie. Poruszał się we mnie z taką siłą, że nie mogłam oddychać. Jednak nie dany był nam spokój, ktoś znowu walił do drzwi.
- Rose, Dimitr, wiem, że tam jesteście. Macie 5 sekund, żeby otworzyć albo wyważę drzwi. - usłyszeliśmy Abe'a.
Dimitr zaczął klnąc po rosyjsku,  używał słów, których nigdy wcześniej nie słyszałam. Szybko rzucił we mnie szlafrokiem, a sam założył spodnie.
- Wchodzę. - krzyknął Abe, ale mój chłopak otwierał już drzwi. 

Abe bez słowa wszedł do środka, nie czekał nawet na zaproszenie. Nie był chyba w najlepszym nastroju. Mimo wszystko gdy tylko na mnie spojrzał zaczął się śmiać.
- Chyba wam w czymś przeszkodziłem. - powiedział, szczerząc się złośliwie.
- Oj staruszku, jak nie chcesz mieć wnuków, to nam po prostu powiedz, a nie przerywaj. - odcięłam mu się, z tym samym uśmiechem. Widocznie to u nas rodzinne, pomyślałam.
Dimir patrzył tylko zażenowany. Cały czas starał sie przypodobać mojemu ojcu, a tu nagle taka klapa. Ja za to zachowałam zimną krew jak na Rose Hathaway przystało.
- Koniec tych uprzejmości. Nie przyszedłem po to ale my Bielikov chyba musimy porozmawiać. 
Jeśli wcześniej wydawało mi się, że Dimitr jest zażenowany to w tym momencie był przerażony.
- Tatoooo.... - starałam się go jakoś ratować.. _ A więc co cię do nas sprowadza?
- Gregory. - odpowiedział krótko.
Dimitr spiął się w sekundę i stanął na baczność, jego twarz spochmurniała. 
- Postanowił przyjechać wcześniej.- ciągnął dalej Abe.
- Wcześniej, to znaczy? - spytał lodowatym głosem mój ukochany.
- Tak gdzieś za 4 godziny. - odpowiedział Abe, patrząc na zegarek.
- Czyli po naszym spotkaniu w rodzicami Adriana. Hmmm.. No dobrze przyjdziemy. - odpowiedziałam i wskazałam Abeowi drzwi.
Gdy wyszedł, wróciłam do sypialni. Mój ukochany leżał na łóżku, już bez spodni, wpatrując się w sufit. Wsunęłam się na łóżko koło niego.
- Towarzyszu, jak się czujesz? - spytałam.
Popatrzył tylko na mnie, nic nie odpowiadając. Skoro tak się bawimy, pomyślałam i zdjęłam szlafrok siadając na nim. 
- Kusisz skarbie, kusisz. - powiedział.
- Wiem. - odpowiedziałam całując go. - Mam nadzieję, że nikt nam już nie przeszkodzi. - dodałam po chwili...
- Też mam taką nadzieję, ale może na dziś już dajmy sobie spokój. 
W tej sekundzie przestałam go całować i tylko na niego patrzyłam.
- Żartowałem. 
- Zabiję cię. - powiedziałam. - To nie było zabawne.
- Słodko się złościsz
Przez następną godzinę nic już nie mówiliśmy, zbyt zajęci sobą.

Gdy skończyliśmy, razem poszliśmy wziąć prysznic. Oboje postanowiliśmy ubrać się służbowo. Czasem bardzo zazdrościłam Lissie, tego, że sama może wybierać w co się ubierze. Zrobiłam delikatny makijaż, a włosy zebrałam w kucyk, który tak bardzo lubił mój ukochany. 

W sali tronowej czekała już na nas Lissa, razem z rodzicami Adriana, Hansem i Abem.
- No nareszcie. - powiedziała królowa. Przerywając tym samym swoją kłótnię z Danielą. 
Wszyscy usadowili się na różowej kanapie i fotelach. Lissa zrobiła nam miejsce i usiedliśmy. Abe patrzył na nas wyraźnie rozbawiony, a ja zapadałam się pod ziemię. Co innego rozmawiać o tym z ojcem sam na sam, a co innego, gdy ma się świadków. Dimitr widząc moje zażenowanie. ścisnął moją dłoń delikatnie, chcąc tym samym dodać mi odwagi. Podziałało.
- Skoro już wszyscy się zebrali, to może Wasza Wysokość, wyjaśni co się stało. - podpowiedział Hans.
- Bardzo dobry pomysł, strażniku. - powiedział ojciec Adriana lekko poddenerwowany.
- Adrian uczestniczył w pewnej misji...
Nie zdążyła dokończyć zdania, gdyż Daniela jej przerwała.
- Widziałam, to przez tą wywłokę. - wskazała palcem na mnie. - Nie wstyd ci? Najpierw go wykorzystałaś, a później zostawiłaś. Teraz posyłasz go na jakieś misje. Co ty sobie myślisz?!
- To nie Hathaway go posłała. - wtrącił się Abe.
- Oczywiście, ojczulek się znalazł i córeczki broni. 
- Niech się droga pani tak nie zapędza. Chyba nie wiesz moja droga kim jestem. - odgryzł sie Abe ze szczypta ironii w głosie.
- Dosyć! - krzyknęłam.
- Dziękuję, Rose - powiedział Lissa i kontynuowała swoją poprzednią wypowiedź. - Adrian sam zaproponował, że chcę wziąć udział... 
- No oczywiście. Biedny nadal liczy, że odzyska tą dziwkę. - Daniela znowu zwróciła się do mnie.
- Jeszcze raz, chociażby jedno słowo. A przysięgam, że więcej nie odważysz się odezwać Lady Ivashkov - powiedział Dimitri, doskakując do niej w mniej niż sekundę, nikt nawet nie zdążył się odezwać. 
Gdy skończył Daniela patrzyła na niego, jakby właśnie zobaczyła ducha. Podsumowując, Dimitri 1 - Daniela 0. Od tej chwili w sali była już cisza. O dziwo Daniela się zamknęła, co sprawiło mi wielką radość. Miała prawo mnie nienawidzić ale dziwką nikt mnie nazywać nie będzie. 

Przez następne pól godziny Lissa tłumaczyła rodzicom Adriana, co sie wydarzyło. Wychodząc oboje skłonili się królowej, a Daniela bezgłośnie powiedziała do mnie "Dorwę cie suko". Robiło się coraz ciekawiej.
- Boże, jak ja wam dziękuję. Nie wytrzymała bym sama z nimi. - powiedziała Lissa z wyraźną ulgą.
- Cała przyjemność po mojej stornie. - powiedział Abe. - A teraz jeśli królowa pozwoli, strażnicy Hathaway i Bielikov udadzą się ze mną. 
Lissa przez moment dziwnie na niego patrzyła ale gdy kiwnęłam jej potakująco, zgodziła się.
- Czas na spotkanie rodzinne. - powiedział Abe, gdy już opuściliśmy salę tronową.

--------------------------------------------------------------------------------------------------
No to, co sądzicie o rozdziale ósmym? Oby przypadł wam do gustu :). 
PS. Rezygnuję z podpisu. W końcu tylko ja tu piszę posty ;D
PPS. Jeszcze raz dziękuję kochanej czytelniczce <3.

wtorek, 15 grudnia 2015

Rozdział 7

Dużo z Dimitrem myśleliśmy na temat naszego pomysłu. Jednak nic tu nie trzyma się kupy. Po co Robertowi Sydney? Postanowiliśmy na razie nie wspominać nikomu o naszym pomyśle, ponieważ był zbyt irracjonalny. Lissa dała nam dwa dni wolnego żeby sama mogła zająć się Adrianem. Sydney miała przyjechać jutro wieczorem ale Lissa nie chciała marnować czasu i sama próbowała pomóc Adrianowi. Tak się złożyło, że żadne z nas nie ma przez 2 dni warty. Było to dość dziwne i rzadkie ale nie marudziliśmy. Od wczorajszej rozmowy z moim ojcem mój chłopak się do mnie nie odzywa. Nie licząc jakiś krótkich pojedynczych zdań. Coś wydarzyło się między nim i Gregorym... Tyle, że nie wiem co. Leżeliśmy właśnie wtuleni na łóżku ale nie mogłam wytrzymać tej ciszy.
- Co zaszło między tobą a Gregorym? - spytałam.
Nie użyłam słowa wujkiem bo go nie znałam i jak na razie był dla mnie obcym, a nie rodziną.
- Długo historia.. - odpowiedział wyraźnie smutny mój ukochany.
Wyglądał na to, że nie zamierza mi powiedzieć przynajmniej nie na razie. Widziałam w jego oczach ból. Chciałam go zmusić ale to było bez sensu. Dimitr zawsze mi mówił co go trapi, może nie robił tego od razu ale w swoim czasie gdy był gotowy. Postanowiłam nie drążyć tematu i nie zachowywać się jak dziecko, które chce poznać jakąś tajemnicę.
- Dobrze. - powiedziałam i pocałowałam go. Był to długi, namiętny pocałunek. Wyrażał wszystkie emocje Dimitra. Jedną ręką bawił się moimi włosami. Uwielbiam gdy to robi, to takie odprężające i uspokajające. Drugą ręką błądził po moich plecach i zaczął wsuwać ją pod bluzkę. Nie byłam mu dłużna i delikatnie zaczęłam rozpinać jego koszulę, oczywiście nie przerywając pocałunku. Gdy skończyłam ukazał mi się umięśniony brzuch. Podziwiałam właśnie jego ciało gdy się zaśmiał. Spojrzałam wyraźnie zdziwiona nie wiedząc o co mu chodzi.
- Coś Cię bawi? - spytałam.
- Niee. - powiedział dalej się śmiejąc.
- Dobra, gadaj. - nakazałam łaskocząc go. Kurde wielki groźny Rosjanin z łaskotkami.
- Przypomniało mi się gdy pierwszy raz zobaczyłaś mnie bez koszulki.
- I? - nadal nie wiedziałam o co chodzi. To było wtedy, gdy Wiktor rzucił urok na mój naszyjnik.
- Patrzyłaś na mnie tak jak teraz. Robisz to za każdym razem. Jakbyś pierwszy raz mnie widziała.
Uśmiechnęłam się całując go. Nie został mi dłużny i objął mnie swoimi ramionami przyciskając mocnej do siebie. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam na nim leżeć
- Patrzę tak, ponieważ za każdym razem cieszy mnie, że mogę patrzeć. - odpowiedziałam.
- Kocham Cię, Roza. - szepnął delikatnie skubiąc płatek mojego ucha. Po całym ciele przeszły mnie dreszcze.
- Nie bardziej niż ja Ciebie. - także szepnęłam, przesuwając ręką po jego brzuchu delikatnie zahaczając o jego spodnie.
Nagle ktoś zaczął walić w drzwi. Dimitri zaklął pod nosem po rosyjsku. Był tak samo zły za zepsucie tego momentu jak ja. Nim otworzył drzwi podbiegłam i podałam mu koszulę. Spojrzał na siebie po czym pocałował mnie i nałożył ją.
- Bielikov otwieraj!! - usłyszeliśmy Hansa, chyba gdzieś mu się śpieszyło.
- O co chodzi? - spytaliśmy gdy mój ukochany wpuścił Hansa do mieszkania.
- Rose wiedziałem, że tu będziesz. - spojrzałam tylko zdziwiona na niego. - Przynajmniej nie muszę już cię szukać.
- No dobrze ale o co chodzi.
- Rodzice Adriana wrócili. - powiedział beż żadnych ceregieli.
- To jest żart? - spytałam.
- Wyglądam jakbym żartował? - odpowiedział lodowatym głosem.
- Nie. Rozumiem, że to oczywiste, że powinniśmy wiedzieć ale czego teraz oczekujesz? Mam pobiec do mojej niedoszłej teściowej i tłumaczyć jej co sie przytrafiło Adrianowi? I jak był durny godząc się na tą misję?
- Pacz jaka mądra dziewczynka Bielikov. - powiedział szczerząc sie do Dimitra
- Ta mądra dziewczynka skopie ci tyłek. - odpowiedział mój ukochany mrugając do mnie.
- Oczekuję was za godzinę w sali tronowej. - Hans znowu mówił tym lodowaty głosem.
- Dobrze. - powiedzieliśmy równocześnie.
Dimitri odprowadził go do drzwi. Słyszałam jak mówią coś ściszonym głosem. Po chwili wrócił do mnie, podnosząc mnie i rzucając na łóżko.
- Co ty robisz? - spytałam śmiejąc się.
- Załatwiłem nam spotkanie za trzy godziny, a nie dwie.
- Oooo - odpowiedziałam mrucząc. - Co w związku z tym? - droczyłam sie z nim.
- Zaraz się przekonasz. - mówiąc to zerwał ze mnie bluzkę.

--------------------------------------------------------------------------------------------

I co powiecie o siódmym rozdziale? Mam nadzieję, że się spodobał. Zapraszam do komentowania. :) 
/paulla_rosemarie

czwartek, 10 grudnia 2015

Rozdział 6

Na wstępie chcę tylko podziękować wszystkim za komentarze <3. Nie wyobrażacie sobie ile to dla człowieka znaczy. Dodatkowo, gdy są one takie miłe :).
A teraz zaczynamy rozdział....
---------------------------------------------------------------------------------------------------

Hans razem z moim staruszkiem zabrali Adriana do więzienia. Stwierdzili, że tam nic mu się nie stanie i nie wyrządzi żadnych szkód. Dobrze, że rodzice Adriana wyjechali na wakacje i wracają dopiero za 2 miesiące, bo w tym momencie mielibyśmy jeszcze na głowie rozhisteryzowaną matkę Adriana. Lubię Lady Danielle ale wiem jaka potrafi być denerwująca, gdy chodzi o Adriana. Na dodatek po naszym zerwaniu nie miałam okazji z nią porozmawiać bo od razu wyjechała z Lordem Ivashkovem. Powiedzieli Adrianowi, że tak będzie lepiej i Daniella musi odpocząć od tego całego zgiełku. Przynajmniej tyle wiem od Lissy. Gdy zabrali Adriana Dimitri postanowił, że lepiej żebyśmy wrócili do mieszkania. Po powrocie zamówiliśmy pizzę i zastanawialiśmy się nad całą tą sytuacją. Właśnie miałam iść zmywać gdy Dimitri kazał mi poczekać na niego. Skończył jeść pizzę i poszedł za mną do kuchni.
- Oj towarzyszu, pizza? Nie powinieneś świecić przykładem? - droczyłam się z nim.
- Nie no jak nie chcesz to więcej jej nie zamówię. - odpowiedział szczerze się uśmiechając i podając mi brudny talerz. 
- Dimitr...... Wiedziałeś, że to Adrian? - spytałam niepewnie.
- Tak.
- COOO?! - teraz to mnie zaskoczył - Czemu nic nie powiedziałeś? 
- Nie mogłem. Gdybym wydał, że wiem, że to Adrian zdemaskował bym go, a wtedy Doru na pewno zmienił by swoje plany. Na razie myśli, że ma przewagę i niech tak zostanie do póki nie wyciągniemy wszystkiego z Adriana. 
- Myślisz... myślisz że on coś nam powie.
- Nie wiem Rose, nie wiem. Przy bramie gdy z nim rozmawiałem był pewien, że jest Filipem bratem bliźniakiem Adriana. 
- Nie rozumiem po co ten teatrzyk. Robert chce odwrócić naszą uwagę czy co?
- To nie głupi pomysł... Królowa będzie teraz zajęta Adrianem, na pewno sprowadzi kogoś do pomocy. Może o to mu chodzi. Żeby Lissa sprowadziła kogoś na kim mu zależy. Tyle, że kogo? - zastanawiał się mój ukochany. Taki zamyślony wyglądał bosko. Każdy jego mięsień jak zawsze gotowy był do ataku. A jego włosy delikatnie opadały mu na twarz. Te delikatne jak jedwab włosy. Nie wiem jak on to robił, że zawsze wyglądały tak cudownie. Nagle coś wyrwało mnie z zamyślenia. - Rose.... Roza.. słyszysz mnie? 
- Tak słyszę - odpowiedziałam.
- Jasne, to o czym teraz mówiłem? - spytał z nie dowierzaniem.
Miał mnie ale nie poddam się tak łatwo.
- Mówiłeś właśnie jak bosko wyglądam w tej nowej bieliźnie. - spojrzałam i mrugnęłam do niego.
- Och, Roza. Co ja z tobą mam?
- Wszystko. - odpowiedziałam i zaczęłam go całować.
Nasze pocałunki jak zawsze były namiętne, tak jakby były to nasze ostatnie chwile razem. Jego dłoń zaczęła błądzić po moich plecach, a ja wplotłam palce w jego włosy. Czułam jak na mnie napiera. Przy ludziach był opanowany, "pan wielki straszny strażnik" ale przy mnie.... Och przy mnie nic z tego opanowania nie zostawało. Pragnął mnie tak jak ja pragnęłam go. Nasze uczucia są tak silne, że to aż boli. Gdy się od siebie oderwaliśmy jęknęłam z dezaprobatą. Popatrzył tylko na mnie i zaczął się śmiać. 
- Co cię tak bawi? - spytałam ostro. 
Spojrzał na mnie wyraźnie zdziwiony, sama także się zdziwiłam. 
- Przepraszam. - powiedziałam. 
- Coś się stało? - spytał zmartwiony.
- Ja.. nie wiem, nie chciałam zareagować tak gwałtownie. - objął mnie.
- Nic się nie stało. Może to przez więź. - stwierdził nie puszczając mnie.
- Pewnie tak. Pamiętasz jaka byłam gdy zabierałam mrok od Lissy?
- Masz na myśli ten moment gdy musiałem przygwoździć cie do ziemi żebyś nie zrobiła nic głupiego?
- Ta... - nie zdążyłam dokończyć bo leżeliśmy na ziemi - To nie jest zabawne. - powiedziałam, sama jednak w to nie wierzyłam patrząc w jego piękne oczy, czułam jakbym się w nich gubiła. Wtedy mnie pocałował, jednak nie tak jak przed chwilą tylko jeszcze namiętniej.
- Nie podoba cię? - spytał po rosyjsku. Ten akcent. Cała drżałam gdy szeptał mi to do ucha. poczuł to bo zaczął się uśmiechać. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Sekundę późnej byłam już na nogach, a mój ukochany otwierał drzwi.
- Cześć. - no oczywiście nie kto inny jak Abe mógł mieć takie wyczucie czasu.
- Hej staruszku. - odpowiedziałam gromiąc go wzorkiem.
- Przeszkodziłem w czymś? - spytał niewinnie.
- Nie skądże. - odpowiedział Dimitri jakby nie chciał się narażać mojemu ojcu. Zaczęłam się śmiać. Taki groźny dhampir bał się mojego ojca. Co prawda nie bez powodu nazywali go Zmey. 
- Jest jakiś konkretny powód twojej wizyty?
- Tato. - spojrzałam na niego - Nie zapominaj, że jesteśmy rodziną, my nie odwiedzamy się bez powodu. - obaj z Dimitrem zaczęli się śmiać.
- Ma rację. - powiedział Dimitri.
- No ma. - zaśmiał się Zmey.
- Rose 1, staruszek 0.
- Zobaczymy zaraz czy będziesz nadal tak się śmiała. - powiedział i się wyszczerzył. - Lissa dała mi pracę na dworze. 
Zatkało mnie.
- Rose 1, staruszek 1 - zaśmiał.
- Żartujesz? - spytałam, nie dowierzając mu. Dimitri tylko nam się przyglądał.
- Nie, nie żartuję. Od teraz mieszkam na dworze. Zadbałem już o moje interesy w Rosji, Gregory zajmie się wszystkim.
- Kto? - spytałam.
- Gregory, twój wujek. 
- Fajnie wiedzieć, że mam wujka. - zaśmiałam się. 
- Nie martw się, poznasz go niedługo. 
- Jak to?
- Wpadnie tutaj na trochę.
- Czemu? - spytałam.
- Muszę z nim wszystko ustalić. 
Spojrzałam kątem oka na mojego ukochanego. Siedział na kanapie wpatrzony w okno. Miał minę taką jak zawsze gdy wracają do niego wspomnienia z Rosji.
- Coś się stało? - spytał Abe, zaciekawiony postawą Dimitra.
- Nie, przynajmniej to się okaże późnej. 
- To znaczy? - spytałam zdziwiona i usiadałam koło niego. Abe także usiadł ale na przeciwko nas.
- Nie jestem pewien ale jeśli Gregory ma na nazwisko Mazur, to go znam.
- Tak, ma na nazwisko Mazur. 
- Skąd go znasz? - spytał Abe.
- Byliśmy przyjaciółmi. - powiedział Dimitri, a w jego oczach widziałam żal. 
- Wiem o tym. 
- Skąd? - spytaliśmy w tym samym momencie.
- Sądzisz, że dlaczego dostałeś przydział akurat w św. Władimirze? 
- On miał coś z tym wspólnego?
- Mhmm. To ja cię poleciłem. 
- Co takiego?! - spytałam.
- Rose, musiałem jakoś sprowadzić cię do Akademii. A Dimitri to najlepszy strażnik. Gregory wspomniał mi kiedyś, że przyjaźnił się z strażnikiem, który nie miał sobie równych.
Zatkało nas. Okazało się, że to dzięki Abe się poznaliśmy. Dimitri patrzył na mojego ojca tym pustym wzrokiem, zero emocji, a ja ledwo mogłam usiedzieć na tej kanapie. 
- Co prawda nie mieliście się w sobie zakochać. No ale cóż nie przeszkadza mi to. - kontynuował.
- Dlaczego udawałeś, że nie znasz Dimitra?
- Bo nigdy go nie widziałem. - odpowiedział zgodnie z prawdą. - Gregory to mój brat. Jeśli on mówi, że ktoś jest najlepszy to tak jest. Prześledziłem papiery Dimitra i porozmawiałem z Kirovą to tyle. - spojrzał na zegarek, dochodziła 16. - Ja już będę leciał. Mam do załatwienia jeszcze parę spraw.
Odprowadziłam ojca do drzwi. Dimitri nadal się nie odzywał. Gdy wróciłam siedział na kanapie nadal patrząc w okno. Usiadłam obok i go przytuliłam.
- Wiedziałeś o tym?
- Tak i nie. Wiedziałem, że ktoś mnie polecił ale nie to, że to twój ojciec. 
- Powiesz mi o czym teraz myślisz?
- Roza.. Ja i Gregory przyjaźniliśmy się od urodzenia. 
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?
- A skąd miałem wiedzieć, że to brat twojego ojca? Nie widziałem go od lat. Prawie o nim zapomniałem. Do momentu gdy twój ojciec wymówił to imię. Wtedy poskładałem fakty.
- Dlaczego nie widziałeś go od lat?
- Wyjechałem, skupiłem się na służbie u Zeklosów. Nie było czasu na starych przyjaciół.
- No dobrze. - powiedziałam i spojrzałam na niego. Wyglądał na zmartwionego. - Nie martw się tym już.
- Nie to mnie martwi. Bardziej to, że gdyby nie twój ojciec nigdy byśmy się nie spotkali.
Zapadła długa cisza. Żadne z nas nie musiało nic mówić. Mimo iż myślałam, że mój ojciec się mną nie interesuje, okazało się, że to dzięki niemu wróciłam do Akademii. Będę musiała z nim o tym porozmawiać. Ale teraz są ważniejsze sprawy, a mianowicie Adrian. Właśnie mi się przypomniało o czym tak nie dawno rozmawiałam z Dimitrem.
- Pamiętasz co powiedziałeś jeszcze godzinę temu o Adrianie? 
- Nie wiem do końca o co ci chodzi. - powiedział i patrzył na mnie tymi oczami. Czemu on wszystko utrudnia. Musze się skupić, nakazałam sobie.
- Zrozumiałam teraz coś gdy Abe powiedział o tym, że to Gregory cię polecił. On ci pomógł. A kogo Lissa chce poprosić o pomoc?
- Chyba alchemików. Przynajmniej coś o nich wspominała.
- No właśnie, a kto z alchemików z nami współpracuje? - spytałam 
- Sydney... Myślisz, że Robert chce dopaść Sydney? 
- Nie wiem. Nie mam pojęcia. Ale zdaje mi się, że tak. Przynajmniej nic innego nie przychodzi mi teraz na myśl.

----------------------------------------------------------------------------------------------

Zapraszam na ciąg dalszy w najbliższy wtorek :). Co sądzicie o szóstym rozdziale? Czekam na waszą opinię. Jeśli ktoś sobie życzy być informowanym na bieżąco o datach postów piszcie do mnie: myszka3332@gamil.com

środa, 9 grudnia 2015

Rozdział 5

Rose:

- Rose, Dimitri, wejdźcie - powiedziała i odprawiła jakąś morojk, ta nie wyglądała na szczęśliwą ale ukłoniła się i wyszła. Lissa wskazała nam różową kanapę. Ona kocha różowy i róże.
- Wasza Wysokość - Dimitri jak zawsze ukłonił się Lissie
- Boże! Rose zrób coś z nim, bo nie odpowiadam za siebie. Strażniku Bielikov od dziś masz się do mnie zwracać Lissa, uznaj to za.... hmmm... rozkaz.
Dimitri zaczął się śmiać. Biedna Lissa, on i tak będzie się zwracał "Wasza Wysokość".
- Dobra, do rzeczy. - zwróciłam się do przyjaciółki - Jak Ci się to udało?
- W dużej mierze dzięki Adrianowi. Pamiętasz jak uczył mnie wchodzić do snów? Gdy opanowywałam tą sztukę raz udało mi się wejść do twojej głowy..
- Lissa! - krzyknęłam - Nic mnie nie powiedziałaś!
- Bo to było tylko raz i na parę sekund. Nie było potrzeby o tym wspominać, bo nigdy więcej się nie wydarzyło. Aż do tamtego momentu w sali. Gdy zostałaś postrzelona myślałyśmy, że nasza więź została zerwana. No właśnie zdaję mi się, że nie. Po prostu... ona tak jakby przycichła i musiała się odbudować. Ostatnio ciągle próbowałam znowu się z tobą połączyć. Nie chciałam ci mówić, żeby nie robić nadziei jeśli nie wyjdzie. Adrian powiedział mi tydzień temu żebym spróbowała połączyć się z tobą tak jak wtedy przez sen mi się udało. No i właśnie dziś w nocy się udało.
Nie do końca wiedziałam, co o tym myśleć. Bolało mnie, że Lissa nic mi nie powiedziała. Mimo wszystko mogła to zrobić.
- No dobrze, ale dlaczego ja cię słyszę?
- Tego jeszcze nie wiem. - powiedziała lekko przygnębiona.
- Zaraz, zaraz. Możesz teraz wejść do mojej głowy? - spytałam przerażona. Wiem, że Lissa nie jest wścibska ale pamiętam jak silne uczucia wciągały mnie do jej głowy i raz przyłapałam ją z Christianem. Gdyby zdarzyło się jej coś takiego podczas mojego seksu z Dimitrim chyba bym zapadła się pod ziemie, a co dopiero mój ukochany.
- Nie. Nie jeśli tego nie chcę. Ale i tak więź na razie jest bardzo krucha i nie chcę jej naruszać.
- Aha.. no dobrze. - odetchnęłam z ulgą, Dimitri chyba też. Przynajmniej tak mi się zdaje, bo jego uścisk na mojej ręce lekko zelżał.
- Christian wie? - spytał Dimitri
- Tak powiedziałam mu wczoraj. Był ze mnie dumny. - zaśmiała się Lissa.
- A tak w ogóle gdzie on jest? - spytałam.
- Nie wiem. - odpowiedziała Lissa i spojrzała na Dimitra.
- Dał mi dzisiaj wolne. - Dimitri zrobił niewinną minę. - Poszukam go. - skapitulował gdy Lissa spojrzała na niego błagalnym głosem. Wychodząc mówił coś pod nosem po rosyjsku.
Gdy wyszedł szybko powiedziała.
- Obiecaj nie zaglądać mi do głowy. Pamiętasz jak przyłapałam ciebie i Christiana?
Lissa się wzdrygnęła.
- Nie martw się nie zamierzam tam zaglądać. Bóg wie, co bym tam znalazła. - powiedziała śmiejąc się.
- Ciszę się, że więź wróciła. - powiedziałam przytulając ją.
- Ja też. Myślałam, że nie będziesz z tego powodu taka szczęśliwa.
- Czemu miałabym nie być? To pomaga mi w byciu twoim strażnikiem. Na dodatek mogę zabierać od ciebie mrok, a ty będziesz mogła czarować.
- Naprawdę tego chcesz? Wiesz, że mogę teraz przerwać połączenie nim więź się odbuduje. Wtedy już nigdy jej nie naprawię.
- Nie Lissa, zostaw ją. Wszystko będzie dobrze.
Właśnie miała mi coś odpowiedzieć gdy do sali wpadł zdyszany służący.
- Co się stało? - spytała królowa.
- Wasza Wysokość - ukłonił się - Przysyła mnie strażnik Bielikov. - zerwałam się od razu.
- Mów, co się stało. - pośpieszyłam go.
- Prosi aby Wasza Wysokość i strażniczka Hathaway przybyły pod bramę.
Spojrzałam tylko na Lissę i zaczęłyśmy biec. Gdy dotarłyśmy na miejsce, pod bramą stał Adrian i rozmawiał z Dimitrim.
- Dobra, o co tu chodzi?
- Poznajcie Filipa Ivashkova. Brata bliźniaka Adriana Ivashkova.
Stanęłam jak wryta.
- COOOO?! Jest was dwóch? Dlaczego nikt o tym nie wie?
- Wiedziała o tym tylko nasi rodzice, Adrian nie miał pojęcia.
- Jakim cudem?
- Rose poczekaj, może go zaprośmy do środka i niech nam wszystko wytłumaczy.
- Jak chcesz, ale ja bym go bez wyjaśnienia tutaj jego związku z Robertem nie wpuszczała. - powiedziałam zrezygnowała, w końcu Lissa musiała zachowywać się jak królowa.
- Uspokój się, nie gryzę. - powiedział. To w 100% brat Adriana. Taki tekst by do niego pasował .- Przyszedłem pomóc.
Gdy już byliśmy w sali tronowej ponowiłam moje pytanie.
- Dlaczego nikt nie wie, że Adrian ma bliźniaka  i co tak właściwie tutaj robisz?
- To trochę skomplikowane. Adrian urodził się pierwszy, wiec i tak to on odziedziczył by tron. Ojciec nie był zbytnio zadowolony, że urodziły mu się bliźniaki. Poznaliście go. Nie należy do specjalnie miłych i czułych ludzi. Stwierdził, że ja mogę się wychowywać gdzie indziej. Nie stwarzając zagrożenia dla Adriana. Bał się, że jako bliźniak będę chciał pozbyć się Adriana i zająć jego miejsce, w końcu jesteśmy identyczni. Nieprawdaż? - spojrzał na mnie i Dimitra
- Co na to wasza matka? - spytał Dimitri udając, że nie widziała jego spojrzenia.
- A co miała zrobić? Nie miała wyboru i się z nim zgodziła. Co prawda widywałem ją co roku. Zapewniała mi wszystko czego potrzebowałem. I ukrywała wszystko przed ojcem i Adrianem.
- Dobra, dobra, rozumiem, ze to bardzo urocza historia ale teraz słucham gdzie jest Adrian i co cholery ty i Doru kombinujecie. - wkurzyłam się.
- Po tym jak zamordowałaś jego brata znalazł mnie. Spytał czy chcę poznać swojego brata. Spytałem kim jest i czego chce. Powiedział tylko, że chcę się na tobie zemścić. Matka nigdy nie pozwoliłaby mi poznać Adriana więc się zgodziłem.
- Przychodzi do ciebie szaleniec, a ty się zgadzasz mu pomóc? - byłam oburzona.
- Tak. Chodziło o mojego brata. Nie wiesz jak to jest wychowywać się wiedząc, że gdzieś tam jest twój brat, który nie wie, że istniejesz. Nienawidzę mojego ojca za to co zrobił. Z góry założył, że mogę być niebezpieczny i się mnie pozbył. Na początku wszystko było dobrze. Obserwowałem Adriana, żeby dowiedzieć się o nim wszystkiego. Zdziwiłem się gdy dowiedziałem o jego umiejętnościach. Ja dysponuję tylko magią ognia. Późnej Doru mnie zaczarował, żeby, przyszedł do ciebie. Zmusił Adriana, żeby powiedział o wszystkim co się między wami wydarzyło a mi kazał to zapamiętać. Miałem przekonać cię, że Adrian chce się pogodzić. To ja podrzuciłem tą karteczkę. Nie wiem dlaczego - Filip spuścił głowę. - Na prawdę tego nie chciałem. Jedyne na czym mi zależało to poznać brata. A teraz Doru go porwał i przetrzymuje.
- Zaraz, zaraz jak się wydostałeś spod czaru? - spytała Lissa, a Filip zaniemówił. W tym momencie Lissa spróbowała użyć na nim wpływu ale bez skutecznie. - Nic nie rozumiem. - powiedziała, a ja z Dimitrim rzuciłam sie na Filipa, żeby powstrzymać go od ucieczki. Dimitri wyjął kajdanki.
- Serio? -spytałam i spojrzałam na niego. - Nosisz je przy sobie?
- Tak. Trzeba być gotowym na wszystko. - opowiedział.
- Lissa, a co jeżeli to tak na prawdę Adrian, tyle że zaczarowany? Robert ma wielką moc. Może udało mu się zablokować moce Adriana? Tyle, że to już całkiem bez sensu. Po co by go porywał, a po 2 dniach wypuszczał?
Gdy skończyłam mówić do sali wpadł Abe i Hans.
- Adrian jest na dworze. - powiedział Hans.
- Oni chyba już to wiedzą. - stwierdził Abe.
- Cześć staruszku. - powiedziałam.
- Ktoś wyjaśni nam co tu się dzieje? - spytała bezradnie Lissa.

----------------------------------------------------------------------------------------  
To już koniec rozdziału 5. Mam nadzieję, że nie jest beznadziejny. Piszcie w komentarzach co sądzicie :). 
PS. Akcja specjalnie jest trochę poplątana, wszystko wyjaśni się późnej.

wtorek, 8 grudnia 2015

Rozdział 4

Parę słów wstępu.... WOW, nie sądziłam, że mój blog tak bardzo się spodoba. Na prawdę jestem bardzo wdzięczna tym co komentują i czytają. A teraz już nie przedłużając :)....
--------------------------------------------------------------------------
Rose:

Wracaliśmy właśnie do naszego pokoju. Nie mogłam przestać myśleć o Adrianie. Nic mi tu nie pasowało. Hans i Abe na pewno nie kłamią, no ale o co chodzi z tym klonem. Po co Robert miałby się w to bawić? Chciał skłócić mnie i Dimitra, czy co? Serio, nie myślę jak jakiś pomyleniec, może dlatego nie mam bladego pojęcia o co tu chodzi. Na dodatek czemu Adrian zgodził się brać w tym udział? I dlaczego nikt mi o niczym nie powiedział? Boże.... Czasem na prawdę nie rozumiem dlaczego mnie to wszystko spotyka. Nie proszę przecież o tak wiele. Mam Lissę i Dimitra i to mi wystarczy, teraz chcę tylko święty spokój. No ale to nie możliwe. "Oni są ważniejsi", zasada wpajana mi od urodzenia. No cóż, taka jest prawda. Nie możemy bez nich się rozmnażać i wyginiemy. Nadal nie wiem jak to będzie gdy Dimitri będzie chciał mieć dzieci. przerasta mnie to. Musiałabym porzucić pracę strażniczki, a on wie, że to nigdy w życiu się nie zdarzy. Nagle coś wyrwało mnie z zamyślenia.
- O czym myślisz? - spytał mój ukochany. 
- O wszystkim - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Spojrzał tylko na mnie, uśmiechnął się i mnie przytulił. Jego uśmiech... to pierwsza rzecz którą w nim pokochałam. Wróciło do mnie wspomnienie gdy na treningu próbowałam go powalić ale mnie pokonał i rzucił na matę. trzymał moje nadgarstki, a ciało przygwoździł do podłogi. ( Zdjęcie pod postem) Wtedy pierwszy raz zdałam sobie tak na prawdę sprawę. Jaki jest pociągający. 
- Kiedy coś do mnie poczułeś? - spytałam.
Zaskoczyłam go, jednak po chwili namysłu odpowiedział.
- Od początku wiedziałem, że jesteś wyjątkowa. Wtedy w Portland gdy rzuciłaś się na mnie, by bronić Lissy mimo że wiedziałaś, że nie masz szans.
- Pffff - zaśmiałam się - Nie nie miałam szans, tylko testowałam twoje umiejętności. 
Dimitri zaczął się śmiać. 
- Oczywiście skarbie - pocałował mnie, jak zawsze czas stanął w miejscu liczyłam się tylko ja i ON. 
W tym samym momencie zaczęliśmy wchodzić do mieszkania. Dimitri szybko pozbył się moich ubrań, zrobiłam to samo z jego. Podniósł mnie i nie przestając całować położył na łóżku. Zajęliśmy się sobą. Kocham sposób w jaki nasze ciała do siebie pasują. Wiem, że on też to kocha. Gdy skończyliśmy położyłam głowę na jego piersi i pomyślałam o moim pierwszym razie z nim w tamtej chatce. Na samą myśl o tym zrobiło mi się ciepło. Jednak po chwili nie byłam już taka szczęśliwa, przypomniał mi się moment parę dni później od tamtego wydarzenia, gdy widziałam jak strzyga atakuję Dimitra. Część mnie wtedy umarła. Po policzku zaczęły mi spływać łzy. Sekundę po tym mój ukochany zerwał się i spojrzał przerażony na mnie.
- Roza, co się dzieje? - spytał.
- Nic - odpowiedziałam i przytuliłam się do niego. 
Złapał nie delikatnie za głowę i poruszył nią tak bym patrzyła prosto na niego.
- Co się dzieje? 
Wiedziałam, że muszę mu powiedzieć bo inaczej nie odpuści.
- Przypomniał mi się nasz pierwszy raz i .....
- I? 
- I tamten moment w jaskini gdy zaatakowała cie strzyga......
Widziałam jak w jego oczach pojawia się ból i smutek. Nie mogłam na to patrzeć, łzy same mi spływały. Dimitri od razu mnie przytulił. Czułam jaki jest ciepły, czułam także każdy jego mięsień, który napina się by w każdym momencie mnie obronić. 
- Roza.... Ciiiii - szepnął - Już dobrze.... 
Powoli się uspokoiłam.
- Kocham cię - powiedziałam 
- Też cie kocham. 
Zasnęłam wtulona w niego...

Dimitri :

Jest 10, a Roza nadal śpi ale nie będę jej budził. Wczoraj tyle się wydarzyło, na dodatek płakała przez sen. Lepiej niech jeszcze odpocznie. Właśnie spojrzałem w kalendarz i zauważyłem, że za tydzień są moje urodziny. Nawet nie zauważyłem kiedy ten czas tak szybko minął. Nie będę nic wspominał Rose. Zaraz zacznie coś wymyślać o imprezie, albo prezencie. Zabierze mnie na zakupy i każe coś wybrać. A mnie na prawdę to nie bawi. W Bai co urodziny dostawałem western i to mi wystarczało. Były urodziny gdy nic nie dostawałem. Nie martwiło mnie to najważniejsze, że moje siostry, mama i babcia miały wszystko, ja sobie radziłem. Od kiedy wyjechałem nikt się o mnie nie martwił w taki sposób jak mój mały skarb. W Bai na pewno się martwili ale to nie to samo. Nagle usłyszałem, że Roza znowu płacze przez sen. Podbiegłem do niej i ją przytuliłem, zauważyłem, że nadal śpi. Jednak w tym momencie się obudziła.
- Co się stało? - spytała zdziwiona.
- Płakałaś - powiedziałem spokojnie ją przytulając.
- Jak to?
- Przez sen.
- Nie możliwe, wiedziałabym - wyglądała na zagubioną.
- Spokojnie, nic się nie stało - mocniej ją przytuliłem. 

Rose:

Dimitri chyba sobie ze mnie żartuje. Dlaczego miałabym płakać przez sen? Przecież bym wiedziała, że płaczę. Chociaż.... Obudziłam się z dziwnym uczuciem. Po chwili usłyszałam, że coś do mnie mówi.
- Spokojnie nic się nie stało. 
- Może i nie ale to dziwne. 
- Co jest dziwne?
- Czuję się tak jakbym... Nie była sama w mojej głowie...
- Masz na myśli Roberta? Coś ci zrobił? - Dimitri na prawdę się przejął. 
- Nie, nie chodzi o niego po prostu.... To tak jak wtedy gdy byłam połączona z Lissą. Ale to przecież nie możliwe...
Mój ukochany patrzył na mnie w skupieniu. 
- Pamiętasz jak się z nią łączyłaś? - spytał.
- Tak, a co?
- Spróbuj znowu.
Skupiłam się i ....... Nic...... Jednak po chwili poczułam to... Więź, znowu istniała. Dimitri patrzył na mnie czekając na odpowiedź. 
- JEST, WIĘŹ WRÓCIŁA. - krzyknęłam ze szczęścia.
Nie mogłam w to uwierzyć, jak to się stało. W końcu więź została zerwana gdy umarłam. Muszę jak najszybciej powiedzieć Lissie. Albo... Spróbuję przez więź. Powoli odsunęłam wszystkie myśli i zaczęłam skupiać się tylko na Lissie. "Hej" powiedziała do niej w myślach. Jednak nie odpowiedziała. Czyli więź nadal jest jednostronna. 
- Więź jest jednost.. - powiedziałam  i w tej samej sekundzie przerwałam. " Cześć" usłyszałam w głowie głos Lissy. " Ale jak to możliwe?" - spytałam. "Przyjdź do mnie o 15 wszystko ci wyjaśnię" odpowiedziała. "Dobrze do zobaczenia" powiedziałam i poczułam jak więź sie wycisza. Rzuciłam się Dimitrowi na szyję. Byłam szczęśliwa. Tak bardzo szczęśliwa. Mimo że więź wiązała się z różnymi kłopotami, dawałam sobie z nią radę. A Lissa mogła używać magii. Już nie będzie musiała brać tych pigułek. 
- Jak się czujesz? - spytał nagle mój ukochany.
- Dobrze, jestem szczęśliwa. Nie myślałam, że jeszcze kiedykolwiek więź wróci.
- Nie boisz się? Pamiętasz co się działo gdy przejmowałaś mrok od Lissy?
- Pamiętam ale.... - nie miałam argumentu - Poradzimy sobie. Najwyżej tak jak zawsze wyżyję się na tobie. - powiedziałam po czym pocałowałam go.
- Wyżywaj się do woli. - odpowiedział rzucając mnie na łóżko i całując - Chcesz śniadanie?
- Jeszcze pytasz umieram z głodu. - powiedziałam wstając razem z nim i pchając go do kuchni. 
- Masz dziś wartę? - spytałam.
- Nie.
- To dobrze. Jeśli chcesz możesz iść ze mną o 15 do Lissy.
- Mhmm - odpowiedział chyba nie do końca mnie słuchając bo szukał czegoś w lodówce.
- Co przed chwilą powiedziałam?
- Że jestem boski - zaczęłam się śmiać - I mogę iść z tobą o 15 do Lissy. 
- Jest 11, co będziemy robić do 15? 
- Jak to co? - spytał jakbym właśnie spytała go czy strzygi są nie bezpieczne - Idziemy na trening.
- No tak - wrócił mój kochany Dimitri, pomyślałam i zaczęłam mu pomagać przy śniadaniu.

Ledwo żyłam. Nie zabiję Dimitra tylko dlatego, że go kocham. Parę razy udało mi się go pokonać ale jak zwykle to ja częściej leżałam na macie. Na koniec przebiegliśmy 5 kółek wokół dworu. Mimo że nie jest już moim trenerem nadal daje mi wycisk. Gdy wróciliśmy była 14. Została nam godzina. Szybko wskoczyliśmy razem pod prysznic. Przed 15 byłam już u Lissy. Nie mogłam się doczekać, żeby dowiedzieć się jak udało jej się odnowić więź. 

----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Co powiecie na temat 4 rozdziału? Mam nadziej, że warto było na niego czekać :) 
/paulla_rosemarie