- Co ja miałam im niby powiedzieć?! Że się cieszę? Szczerze? Wcale się nie cieszę... Matka na pewno nie zrezygnuje ze służby i odda je pod opiekę jakiejś rodzinie. Żadne dziecko nie powinno tego doświadczyć, matka nie powinna oddać dziecka bo praca jest ważniejsza...
- Rose? Ale przecież, gdyby Janine cię nie oddała, nie była byś teraz tym kim jesteś!
- Wiem, ale.... - zabrakło mi argumentów, więc odwróciłam się do niego plecami.
- Czemu nie możesz zaakceptować faktu, że twoja matka jest w ciąży?
- BO JA NIGDY NIE BĘDĘ! - wykrzyczałam i postanowiłam wyjść na spacer.
Gdy wychodziłam Dimitr siedział na łóżku i nic nie mówił. Nie spytał nawet gdzie idę, tylko patrzył. To co powiedziałam musiało go zaboleć, tak samo jak mnie. Wiem, że to nie jego wina, ani też nie moja, ale chciałabym mieć dzieci. Rozmawiałam z nim na ten temat tylko parę razy. Żadne z nas nie lubiło go poruszać, bo był tematem bez wyjścia. Nigdy nie zgodziłabym się, by ojcem dziecka był kto inny niż mój ukochany.
Poszłam do parku i usiadłam na ławce, która znajdowała się w najdalszej jego części. Po chwili zobaczyłam jak w moją stronę idzie jakaś postać. Pomyślałam, że to może Dimitr mnie szuka, ale to nie był on tylko Adrian! Tylko jego mi teraz brakowało.
- Co chcesz? - warknęłam, gdy podszedł i usiadł obok mnie.
- Kłótnia w raju? - spytał, wyraźnie ubawiony.
- Nie twoja sprawa, wynoś się.
Marzyłam w tym momencie, tylko o tym, żeby rzucić nim o najbliższe drzewo, które było przed nami.
- Uspokój się little dhampir. Widzę po twojej aurze, że na prawdę nie masz humoru, ale nie przyszedłem się kłócić.
- Jasne... Dobroduszny Adrian, postanowił pomóc biednej dziewczynie. Daj sobie spokój.
- Rose! Na prawdę nie mam ochoty się z tobą kłócić! Powiesz, o co jestem na mnie wściekła?
- Jeszcze się pytasz? Jesteś tak głupi czy tylko udajesz? Powiedziałeś Dimitrowi, że cię kocham! To nie jest wystarczający powód, żebym teraz miała ochotę ci przywalić?
- Aaaa to o to się wkurzyłaś. - zaczął się śmiać. - A co nie powiedziałem prawdy? Sądzisz, że twoja aura nie zmienia się, gdy mnie widzisz. Och little dhampir....
- NIE KOCHAM CIE! Nie w taki sposób o jakim myślisz.
- Kochasz, tylko nie wiem, czemu tak boisz się to przyznać. A w jaki sposób sądzisz, że myślę, że mnie kochasz?
- W taki jak kocham Dimitra.
- Bipp, - próbował udawać dźwięk dzwonka w teleturnieju, gdy źle odpowiesz na pytanie. - Wiem, że nie kochasz mnie w ten sposób. Rozmawiałem z Lissą i ona mi wszystko wytłumaczyła, w taki sposób kochasz tylko jego, mnie kochasz jak przyjaciela. Ale jesteś zbyt dumna, żeby to przede mną przyznać, bo boisz się, że będe na coś liczył. Zawsze taka byłaś. Oszukiwałaś mnie, gdy chciałaś odnaleźć Bielikova, gdy byliśmy razem. Zawsze to wiedziałaś, a mimo wszystko chciałaś, żebym się łudził, że jednak mam rację i na prawdę, już zawsze będziemy razem. Ciągle o nim myślałaś.
Boże. Dlaczego ludzie wokół mnie mają racje!
- Przepraszam. - tylko tyle byłam teraz w stanie powiedzieć. - Ale Adrian, dlaczego znowu poruszasz ten temat. Chyba już o tym rozmawialiśmy, po tym jak Tasza mnie postrzeliła.
- Tak, ale ty nadal nic nie rozumiesz. Mimo wszytko, po tym co zrobiłaś, mi nadal na tobie zależy. A ty to wszystko utrudniasz, jakbym chciał zrobić coś złego....
Tę niezręczną rozmowę przerwało wołanie. Tym razem to był mój chłopak.
- Cześć. - powiedział do Adriana, gdy do nas podszedł. - Zostawisz nas na moment samych?
- Oczywiście. - powiedział odchodząc, ale w ostatnim momencie się odwrócił. - Rose, pamiętaj o tym co ci powiedziałem. - po tych słowach w stronę pałacu.
Dimitr odczekał chwilę, aż sylwetka Adriana schowała się za drzewami.
- Roza, ja... Nie wiedziałem, że to dlatego ta wiadomość cię nie ucieszyła...
Nic nie odpowiedziałam. Patrzyłam tylko na księżyc, nie długo wstanie słońce i ten okropny "dzień" wreszcie się skończy. A jutro będa urodziny Dimitra. Już wszystko zaplanowałam, muszę tylko iść odebrać prezent i spytać Lissę czy sala jest już gotowa. Szybko jednak oderwałam się od snucia planów i przypomniałam sobie, gdzie jestem.
- Odpowiesz mi coś? - spytał zniecierpliwiony Dimitr.
- Dimitr, błagam. Co mam powiedzieć. Nie chciałam tego mówić i nie powinna byłam. Nie chciałam, żebyś się obwiniał, że to twoja wina.
Tym razem to on nic nie odpowiedział tylko mnie przytulił. Przez jego ramię widziałam, sowę siedzącą na gałęzi drzewa, które było nie daleko nas. Wydawał się być zwyczajną sową, ale coś w niej przykuło moją uwagę. Jej oczy, nie były normalne, przypominały bardziej.... Obiektywy aparatów. Zauważyłam to, gdy sowa zamykała oczy. Nie zamykała ich normalnie tylko jak obiektywy.
- Dimitr. - powiedziałam spokojnie, delikatnie się odsuwając. - Posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie. 5 metrów od nas na drzewie siedzi sowa, która zamiast oczu ma obiektywy. Nie odwracaj się!
Ale nie posłuchał i w momencie gdy się odwracał sowa odleciała.
- Nic tam nie ma. - powiedział i patrzył na mnie jakbym zwariowała. Już drugi raz dzisiaj tak na mnie patrzył. - Może tylko ci się zdawało.
- DIMITR! To było 5 metrów, mamy super wzrok, sądzisz, że zmyśliłam jakąś sowę, żeby wywinąć się od rozmowy?
Ten dzień na prawdę nie należał do udanych. Ile ja bym dała, żeby już się skończył.
- Dobra. nie chcesz to mnie nie słuchaj, ja mam już dość. - wstałam i zamierzałam odejść ale złapał mnie za rękę i pociągnął do siebie w taki sposób, że teraz siedziałam mu na kolanach.
- Wierzę ci, tylko może coś ci się przywidziało. To był długi i męczący dzień. Może chodźmy już do domu, co ty na to?
- Chciałabym, ale umówiłam się jeszcze z Lissą.Spotkamy się w domu.
- Dobrze. - powiedział i pocałował mnie na pożegnanie. - A rozmowę dokończymy w domu. - krzyknął do mnie gdy już odchodziłam.
Dobrze, że nie chciał ze mną iść, bo nie wiem jakbym go sławiła, żeby odebrać prezent. Na szczęście zdążyłam, na pięć minut, przed tym, gdy stary moroj miał zamykać swój sklep. Był pięknie zapakowany w pudełko, ozdobione białą i złotą wstążką, a na środku przyczepiona byłą duża kokarda, w tych samych kolorach, samo pudełko było czarne. Nie było duże, ani średnie tylko na tyle małe, by pomieścić prezent. Po tym jak odebrałam prezent poszłam do Lissy. Przyjaciółka postanowiła, że spotkamy się u niej w pokoju. Na szczęście nie było w nim Christiana, bo nie miałam już dzisiaj siły na jego kąśliwe uwago.
- Hej, wejdź. - powiedziała i mnie przytuliła.
- Cześć.
Od razu rzuciłam się na jej wielkie łóżko, które stało na środku pokoju. Od kiedy Lissa została królową, rzadko bywałam w jej pokoju, Był ogromny, w sumie sam jej pokój był rozmiarów mojego mieszkania, oczywiście nie licząc wielkiej garderoby i łazienki, do których szło się korytarzem, Drzwi do niego znajdowały się na przeciwko drzwi wejściowych. W pokoju porozrzucane były poduszki do siedzenia na podłodze, a na ścianach wisiały obrazy przedstawiające pałac, na zmianę z półkami na książki. W przeciwieństwie do mnie, Lissa uwielbiała czytać. Cały pokój był błękitno-różowy. Nie rozumiem zamiłowania mojej przyjaciółki do różu. Aż dziwne, że Christian się nie buntował. Różowe poduszki, różowa kołdra, dywany. Jedyne co było błękitne, to: ściany, zasłonki i narzuta na łóżku.
- Marnie wyglądasz. - powiedziała zmartwiona.
- Nie, zdaje ci się. - starałam się uśmiechnąć, ale chyba mi to nie wyszło.
- Odpowiadaj co się stało.
Przez następną godzinę opowiadałam Lisse, co się dzisiaj stało. Słuchała mnie uważne i co jakiś czas starała się mnie pocieszyć, ale słabo jej to szło. Potwierdziła, że rozmawiała z Adrianem i poprosiła, żebym dała mu szansę, bo się zmienił. Może miała rację, ale nie o tym chciała dziś rozmawiać. Gdy powiedziałam jej o ciąży, na początku była w szoku, ale po chwili zaczęła się cieszyć, jednak od razu zrozumiała, dlaczego zareagowałam tak, a nie inaczej. Znowu chciała zacząć mnie pocieszać, ale drzwi nagle się otworzyły i do pokoju wszedł Christian.
- Prosiłam, żebyś gdzieś poszedł na godzinę. - powiedziała Lissa.
- No i minęła godzina. - zaśmiał się.
Lissa spojrzała na zegark. Christian miał rację. Strasznie szybko nam to minęło.
- To może ja już pójdę. - powiedziałam i wstałam z jednej z poduszek, na której usiadłam w czasie naszej rozmowy. - Tylko jedna sprawa jeszcze, Lissa sala jest gotowa?
- Tak. - uśmiechnęła się. - Dzisiaj, służba skończyła ją dekorować.
- A tort?
- Też gotowy.
- To dobrze. - powiedziałam i pożegnałam się z nimi.
Udałam się prosto do swojego mieszkania. Teraz czeka mnie tylko długa rozmowa z Dimitrem, pomyślałam i zaczęłam się cieszyć, że minie jeszcze chwila nim dojdę do mieszkania. Gdy weszłam do mieszkania, zauważyłam, ze jest cicho. Jedyne co było słychać to telewizor.Poszłam do salonu i wyłączyłam go. Wchodząc do sypialni nie zapaliłam światła bo myślałam, że Dimitr już śpi. Myliłam się. Gdy tylko położyłam się na łóżku, mój ukochany zapalił lampkę na swoim stoliku. Na szczęście byłam na tyle mądra, że schowałam prezent pod kanapą w salonie, bo inaczej w tym momencie z niespodzianki nic by nie wyszło.
- Jak tam u Lissy? - spytał i mnie przytulił.
- Dobrze. - powiedziałam ziewając i licząc, że może jednak jakoś uniknę tej rozmowy nie chcianej rozmowy. Jednak mój chłopak był na tyle sprytny, że to wyczuł.
- To teraz przejdźmy do naszej rozmowy....
----------------------------------------------------------------------------------------------
I jak? Co sądzicie o szesnastym rozdziale? Czekam na wasze opinie :)